Tak naprawdę wszystko zależy od potrzeb. Dobierając sobie powerbank, warto pamiętać, że w podbramkowej sytuacji uratować może nas każda zapasowa bateria tego typu – zarówno potwory o deklarowanej pojemności 20 000 mAh, jak i wielokrotnie mniej zasobne w energię modele. Każdy najlepiej sprawdzi się w innych okolicznościach.
Na wyprawę i na miasto
Z własnego doświadczenia możemy powiedzieć, że większe faktycznie jest lepsze – ale pod warunkiem, że jedziemy w miejsce, w którym gniazdko elektryczne uchodzi za rarytas równie wielki jak cymes w międzywojennej Warszawie. Wielokrotnie zabieraliśmy ze sobą cztery–pięć sztuk takich gigantów i potrafiły one utrzymać telefon przy życiu przez tydzień dość intensywnego użytkowania w miejscu, w którym największą zdobyczą cywilizacji była zimna woda. Ale już w dżungli miejskiej sytuacja jest zgoła inna.
Z własnego doświadczenia możemy powiedzieć, że większe faktycznie jest lepsze – ale pod warunkiem, że jedziemy w miejsce, w którym gniazdko elektryczne uchodzi za rarytas równie wielki jak cymes w międzywojennej Warszawie. Wielokrotnie zabieraliśmy ze sobą cztery–pięć sztuk takich gigantów i potrafiły one utrzymać telefon przy życiu przez tydzień dość intensywnego użytkowania w miejscu, w którym największą zdobyczą cywilizacji była zimna woda. Ale już w dżungli miejskiej sytuacja jest zgoła inna.
Ograniczenia i dodatkowe funkcje
Kupując powerbank, warto wiedzieć, że deklarowana pojemność nie ma nic wspólnego z rzeczywistą. W grę wchodzą obniżające rzeczywistą pojemność straty energii przy ładowaniu telefonu, które mogą wynieść nawet 25–30 proc. w przypadku słabszych modeli. Inną kwestią jest fakt, że producent zazwyczaj podaje pojemność, bazując na napięciu charakterystycznym dla ogniw zastosowanych w powerbanku, czyli 3,6–3,7 V. Jest ono niższe od napięcia w gnieździe USB, które wynosi 5–5,1 V, co sprawia, że w odniesieniu do tych parametrów gniazda USB pojemność powerbanku jest błędnie obliczana i po prostu sztucznie zawyżana.
Gdy już decydujemy się na zakup, warto pomyśleć o dodatkowych opcjach. Świetną sprawą jest gniazdo USB-C. O jego zaletach nie ma co się rozpisywać – jeśli ktoś ma takowe w telefonie, doceni je również tu. W tym miejscu warto jednak dodać, że w niektórych powerbankach ma ono charakter uniwersalny, tj. można za jego pomocą ładować zarówno nasz energetyczny rezerwuar, jak i potem już – smartfona. Przydatna jest latarka – i to nie tylko w głuszy, ale i na parkingu czy w piwnicy, gdy trzeba sobie np. poświecić w poszukiwaniu upuszczonych kluczy. Niektóre urządzenia są odporne na kontakt z cieczą – to jednak jednostkowe przypadki, a takie zabezpieczenie wpływa niestety na cenę powerbanku. Coraz powszechniejsze są też ogniwa zdolne do szybkiego, a nawet bezprzewodowego ładowania smartfona. O ile ta pierwsza możliwość jest pożądana, o tyle druga – ze względu na jeszcze większe straty energii – pozbawiona większego sensu. Wyposażając się w sprzęt zgodny z technologią szybkiego ładowania, warto jednak zadbać, by sprawdzić, która z nich przyda się w naszym przypadku. W tym miejscu odsyłamy do artykułu na stronach 2 58–61. Na koniec, jako ciekawostkę, warto wspomnieć o powerbankach, które pozwolą… uruchomić samochód, gdy padnie nam akumulator. To już jednak zupełna nisza, a modeli zdolnych do wykonania takiej sztuczki znajdziemy na rynku ledwie kilka.
W tabeli na sąsiedniej stronie zebraliśmy wyniki testów pięciu powerbanków, które dotarły do redakcji. To dość uniwersalne zestawienie: mamy model umożliwiający ładowanie bezprzewodowe, trafiło się monstrum o deklarowanej pojemności 20 000 mAh, a także bardzo ciekawy i osłonięty wodoszczelną obudową powerbank Adaty z mocną latarką. Wierzymy, że każdy czytelnik, opierając się na wskazówkach przytoczonych powyżej, wybierze ten magazyn energii, który najbardziej będzie mu odpowiadał.