Budowa
Nowe myszy Modecom występują w dwóch wersjach: przewodowej (o oznaczeniu M10S) oraz bezprzewodowej (WM10S). Pierwsza wersja ma kabelek USB o długości 1,5 metra, druga – miniaturowy odbiornik USB, który na czas transportu można schować we wnęce od spodu myszy. Wersja bezprzewodowa jest zasilana pojedynczą baterią AA – producent nie podaje jej trwałości, ale wystarcza ona przynajmniej na dwa miesiące (tyle trwał nasz test). Taki czas pracy jest możliwy dzięki automatycznemu wyłączaniu zasilania – wybudzenie myszy odbywa się przez kliknięcie.
Poza tym parametry obu wersji są identyczne: mają sensor optyczny 1600 dpi, dwa przyciski i podświetlaną rolkę z przyciskiem. Całość jest zamknięta w obudowie lekko wyprofilowanej pod prawą dłoń.
Użytkowanie
Podstawową zaletą modeli są oczywiście bardzo ciche przyciski – nie są one całkowicie bezgłośne, ale działają wielokrotnie ciszej niż w typowej myszy. Moment wciśnięcia przycisku jest wyraźnie wyczuwalny.
Myszy mają podstawowy zestaw przycisków, wystarczający do typowej pracy. Szkoda, że nie ma przycisku do zmiany rozdzielczości sensora, bo 1600 dpi to jednak sporo – od razu po podłączeniu myszy trzeba udać się do panelu sterowania, by zmniejszyć szybkość kursora. Mysz pewnie, bez efektu akceleracji wstecznej pracuje na wszystkich podłożach z wyjątkiem szkła. Natomiast minusem wydaje się kształt zagłębienia pod kciuk – jego dolna krawędź trochę przeszkadza.
Jeśli komuś zależy na cichej pracy, z pewnością powinien wypróbować nowe myszy Modecom, tym bardziej że kosztują ułamek tego, co podobne myszy Logitecha. Wersje z kablem i bezprzewodowe kosztują tylko
w granicach 25 i 35 zł.