Start!
W lutym 2018 roku Musk wraz z załogą SpaceX wysłał na niską orbitę okołoziemską (LEO) dwa pierwsze testowe satelity. To akurat nic nadzwyczajnego, wziąwszy pod uwagę, że od 1957 roku ludzkość wystrzeliła na orbitę już niemal 9 tysięcy różnych obiektów. Intrygujące są jednak dalsze poczynania Muska.
Hity z satelity
W maju tego roku rozpoczęła się pierwsza dedykowana misja z 60 satelitami na pokładzie rakiety Falcon 9. W nocy z 21 na 22 października br. przedsiębiorca poszedł o krok dalej – udowodnił niedowiarkom, że Wszechświat mu sprzyja i… opublikował prawdziwy hit: tweeta, w którym napisał, że wysłał wiadomość za pomocą sieci Starlink. Po chwili dodał entuzjastyczny komentarz „wow, to działa!”. Przyklasnęły mu setki tysięcy obserwatorów, choć pojawiły się i głosy powątpiewania. Pokazano zatem niepodważalny dowód: satelity zapewniły dostęp do łącza o przepustowości 610 Mb/s w kokpicie amerykańskiego samolotu wojskowego C-12.
Tak rozpoczęła się wielka pozaziemska przygoda, która w konsekwencji ma pomóc ekscentrycznemu przedsiębiorcy sfinansować plany budowy miasta na Marsie. Gwynne Shotwell, dyrektor operacyjna SpaceX, ujawniła, że aby wizja globalnie dostępnego „orbitnetu” się ziściła, przedsiębiorstwo przemysłu kosmicznego musi z powodzeniem przeprowadzić jeszcze co najmniej 24 misje, a konstelacja ma być docelowo utworzona z 42 tysięcy satelitów.
Wyjątkowy 11 listopada
Ten dzień był w Polsce nieprzeciętny nie tylko ze względu na wiadome święto – powody do radości mieli także miłośnicy astronomii i techniki. 11 listopada mogliśmy bowiem obserwować częściowo widoczny u nas tranzyt Merkurego – planeta wybrała się na spacer przez tarczę słoneczną. Ostatni raz temu zjawisku przypatrywać się mogliśmy w 2016 roku, a kolejne przyjdzie nam oglądać dopiero w 2032 roku. To nie byle jaka rzecz – swego czasu wydarzenie tego typu pozwoliło naukowcom zmierzyć odległość między Słońcem a Ziemią.
Nie tylko tranzyt „małej” planety zapisał się tego dnia na kartach kosmicznej historii. Data ta została bowiem wybrana przez załogę SpaceX na wystrzelenie drugiego fragmentu kosmicznej układanki – kolejnych 60 orbiterów. W porównaniu do urządzeń z pierwszej misji pięciokrotnie zwiększono przepustowość łącza oraz podwojono liczbę wiązek radiowych, które może generować pojedynczy satelita.
Co dalej? Superkonstelacja składać ma się docelowo z trzech warstw sputników rozmieszczonych na trzech wysokościach orbitalnych w pasmach V, Ka i Ku. Umożliwiają one odbieranie i wysyłanie sygnałów z satelitów, a co za tym idzie, są wykorzystywane w transmisji satelitarnej analogowej, cyfrowej, HDTV oraz połączeń internetowych. Tak dostarczany internet jest dostępny już od lat 90. – z różnym skutkiem. Rozlokowane w wyżej wspomniany sposób orbitery mają zapewniać dostęp do łącza o przepustowości 1 GB/s na użytkownika.
Gwynne Shotwell poinformowała, że w połowie przyszłego roku orbitery powinny zacząć rozsyłać internet do pierwszych klientów – póki co na terenie Stanów Zjednoczonych. SpaceX równolegle prowadziło prace nad specjalnym terminalem, w który zostanie wyposażony każdy, kto zdecyduje się na korzystanie z usług projektu Starlink. Shotwell podkreśliła, że znając upodobania Elona Muska, klienci mogą spodziewać się, że transmiter będzie atrakcyjny wizualnie. Specjalną antenę będzie można zamontować nawet na statku, samolocie czy pociągu – ważne, aby nic jej nie zasłaniało. Shotwell nie ujawniła natomiast ceny korzystania z „galaktycznego” internetu.
W FAQ opublikowanym w zeszłym roku na Reddicie z konta Starlink podawano informację, jakoby miesięczny koszt korzystania z łącza wynosił nie więcej niż 50 dolarów.
Projekt Starlink to niejedyne tego typu przedsięwzięcie. Oprócz SpaceX aż dziewięć firm otrzymało zezwolenie od amerykańskiej Federacji Komisji Łączności (FCC) na uruchomienie superkonstelacji satelitów w celu świadczenia usług internetowych. Konkurencję dla Starlinku stanowi m.in. przedsięwzięcie OneWeb, które po pierwszych testach sputników odnotowało znacznie lepsze rezultaty niż się spodziewano.