Nowe wcielenie Explorera

Konieczne było więc i odświeżenie flagowej przeglądarki, która pomimo kolejnych numerów w nazwie nie była już w stanie dogonić coraz silniejszej konkurencji. Tym razem Microsoft poszedł znacznie dalej, zastępując wysłużonego Internet Explorera zupełnie nową, znacznie bardziej zaawansowaną aplikacją nazwaną krótko Edge. I choć wiele zastosowanych w niej rozwiązań jest faktycznie świeżych, to nadal nie brakuje w niej bolączek starej przeglądarki. I nie chodzi tu o logo, które zostało tylko lekko przerobione.

Powiew nowoczesności

Mimo wszystko trzeba przyznać, że Edge potrafi zrobić wyjątkowo dobre pierwsze wrażenie. Na starcie wita użytkownika schludny, przejrzysty, wręcz minimalistyczny interfejs z niewielką liczbą widocznych opcji, ciekawą stroną startową i zachęcającym do korzystania formularzem wyszukiwarki. Pasek adresu pozostaje ukryty, ale wystarczy kilka minut surfowania, by stwierdzić, że nie ma to większego znaczenia. Całość jest po prostu wygodna w obsłudze, a dodatkowa funkcjonalność to wrażenie jeszcze pogłębia.

Mimo wszystko trzeba przyznać, że Edge potrafi zrobić wyjątkowo dobre pierwsze wrażenie. Na starcie wita użytkownika schludny, przejrzysty, wręcz minimalistyczny interfejs z niewielką liczbą widocznych opcji, ciekawą stroną startową i zachęcającym do korzystania formularzem wyszukiwarki. Pasek adresu pozostaje ukryty, ale wystarczy kilka minut surfowania, by stwierdzić, że nie ma to większego znaczenia. Całość jest po prostu wygodna w obsłudze, a dodatkowa funkcjonalność to wrażenie jeszcze pogłębia.

Drobne niedociągnięcia

Mogłoby się więc wydawać, że Edge ma wszystko, co potrzebne do odniesienia sukcesu. Jest nowoczesny, wygodny i szybki, czego dowiodły zresztą liczne testy syntetyczne. Niestety, im dłużej korzysta się z przeglądarki, tym więcej grzeszków wychodzi na jaw. Pomijając tak prozaiczne problemy, jak nagłe zawieszanie się przeglądarki czy kłopoty podczas wpisywania adresu na nowo otwartej karcie (nie wiedzieć czemu czasami trzeba ręcznie ustawić kursor w polu adresu), Edge cierpi z powodu licznych ograniczeń. Zabrakło w nim wsparcia dla rozszerzeń (ma pojawić się później) i szumnie zapowiadanej integracji ze sterowaną głosem asystentką, Cortaną, nie ma też żadnych jego wersji mobilnych na inne platformy, przez co traci sens choćby funkcja zapisywania artykułów.

Co gorsza dodatkowych problemów przysporzyć może zastosowany tu silnik renderujący EdgeHTML, w którym zrezygnowano z obsługi wielu wykorzystywanych dotąd technologii pokroju Javy czy Silverlighta. Niektóre strony internetowe mogą przez to wyświetlać się niewłaściwie. Co ciekawe, świadomy tego Microsoft zachowawczo zostawił w Windows 10 starego Internet Explorera 11, który w przeglądarce Edge dostępny jest z poziomu opcji. Czy ta decyzja okaże się słuszna, będzie można przekonać się zapewne dopiero za jakiś czas. Na tę chwilę zbyt wiele rzeczy wymaga tu dopracowania, przez co trudno docenić wskazane wyżej zalety nowej przeglądarki Microsoftu. Wydaje się, że pod względem funkcjonalności jeszcze długo ustępować będzie Google Chrome.