Sztuczna inteligencja i czujniki, które umożliwiają kontakt z człowiekiem w naturalny sposób, dopiero od niedawna pozwalają tworzyć godne imitacje C-3PO i innych świadomych robotów znanych z popkultury. Próby budowania zabawek z iskrą życia mają jednak długą tradycję.
Pierwsze automaty
Starożytni greccy wynalazcy tworzyli zarówno „poważne” ustrojstwa takie jak mechanizm z Antykithiry wyznaczający pozycje planet, jak i np. ruchome figury zwierząt. W Aleksandrii miały działać liczne automaty napędzane energią płynącej wody, m.in. gwiżdżące sowy, a wzdłuż ulic na Rodos wystawiano ruszające się imitacje żywych stworzeń. Również starożytne chińskie kroniki opisują cuda w rodzaju „robota”, którego miał pokazać cesarzowi niejaki Yan Shi – jego maszyna śpiewała, mrugała i poruszała dłońmi, a ponoć otrzymała i sztuczne wnętrzności.
Z kolei Al-Dżazari, muzułmański wynalazca i matematyk, w 1206 roku opisał sposób montażu stu urządzeń o różnym stopniu przydatności. Były wśród nich „barmanka”, która serwowała kubek napełniony napojem wybranym przez użytkownika, a także maszyna ułatwiająca mycie rąk – wraz ze wzrostem poziomu zużytej wody z obudowy wysuwali się mechaniczni słudzy podający kolejno mydło i ręcznik. Z kolei atrakcją królewskich przyjęć był pływający łodzią czteroosobowy zespół muzyczny, który uznaje się za jedną z pierwszych maszyn programowalnych – wewnątrz „ciał” doboszy obracały się trzony z kołkami, których przekładanie pozwalało uzyskać inną melodię.
Czasy nowożytne
Do Europejczyków eksperymentujących z rozrywkowymi mechanizmami należał m.in. Leonardo da Vinci. Jego projekt maszyny ze schyłku XV wieku opisywał zbroję, która dzięki ukrytemu w środku systemowi bloczków ruszała rękami (każdą osobno), unosiła przyłbicę, siadała i wstawała. Choć nie ma dowodów, że da Vinci faktycznie skonstruował tę machinę, po odnalezieniu jej schematów w 1950 roku grupa entuzjastów zbudowała ją zgodnie z instrukcjami – i sprzęt działał. Da Vinci ma też na swym koncie mechanicznego lwa, którego skonstruował dla króla Francji Franciszka I – bestia maszerowała, a po dotarciu do celu z jej piersi wysuwał się herb monarchii.
Rozwój technologii i miniaturyzacja pozwalały tworzyć coraz precyzyjniej działające mechanizmy. Na osiemnastowiecznych dworach stały się one wręcz modą – w 1738 roku Jacques de Vaucanson stworzył „Flecistę”, który dmuchał w instrument i odgrywał dwanaście piosenek za pomocą okrytych skórą palców. Jest też autorem mechanicznej kaczki, która pływała, kwakała i połykała ziarna, a następnie „trawiła” je i „wydalała” – choć po kilku latach okazało się, że ostatnia czynność wymagała drobnego oszustwa i uzupełniania zbiornika z produktem przemiany materii. Nie była to zresztą jedyna mistyfikacja, która miała dowodzić wielkich możliwości maszyn – słynny „mechaniczny Turek”, który grał w szachy z Napoleonem w 1809 roku, krył w środku zawodowego gracza. Asysty nie potrzebowały za to automaty takie jak ważący 113 kilogramów robo-chłopiec Henriego Maillardeta z ok. 1800 roku, który potrafi pisać i rysować wsuniętym mu w dłoń piórem.
Swój przyczynek do rozwoju domowej „robotyki” miała także Japonia. Od XVII do XIX wieku w wyższych warstwach społecznych bardzo popularne były gestykulujące lalki karakuri, które dzięki sprężynom, kołom zębatym i pneumatycznym mechanizmom służyły jako zabawki dla dzieci czy element przedstawień teatralnych. Szczególnym zainteresowaniem cieszyły się bogato zdobione chahakobi ningyō, czyli lalki podające herbatę. Maszyna czekała ze spodkiem w rękach, a po umieszczeniu na nim filiżanki ruszała w stronę gościa. Tam zatrzymywała się i czekała, aż na spodek trafi opróżnione naczynie. Wówczas kłaniała się, obracała i wracała na swoje miejsce.