I gna coraz prędzej
W samej nazwie zasygnalizowano więc, że ten nośnik obsługuje protokół NVMe. Oczywiście tak pojemne urządzenie musi pracować z magistralą PCIe w trybie x4. Dane techniczne niech uzupełni informacja, że deklarowane transfery sekwencyjne odczyt/zapis (przy 32-wątkowej kolejce) to odpowiednio 3400 i 2800 MB/s, co znajduje potwierdzenie w testach. Co więcej, jeśli spojrzymy na tempo pracy z pojedynczą kolejką, to szybkość zapisu jest utrzymana (choć odczyt spada o ok. 45 proc.). Jest to zasługa autorskiego kontrolera WD (o którego szczegółach technicznych praktycznie nic nie wiemy) oraz technologii nCache 3.0 opracowanej przez SanDiska.
Potwierdzenie wyników testów syntetycznych znajdziemy w sprawdzianach rzeczywistych: kopiowania dużych, średnich i małych plików oraz rozpakowywania, a także jednoczesnego wykonywania tych czynności. Na tym polu trudno cokolwiek zarzucić produktowi WD. Co więcej, zasługuje na pochwałę, gdyż po zapełnieniu w 80 procentach wykazał się jedynie minimalną lub żadną utratą wydajności. Rysą na pozytywnym obrazie jest fakt, że w dysk nie wbudowano mechanizmu szyfrowania.
Cena nie czyni cudów
WD Black NVMe SSD jest zbudowany na pamięciach Toshiby 3D TLC NAND, nie dziwi więc limit TBW ustalony na 600 TB, co jest obecnie standardową wartością w przypadku nośników o terabajtowej pojemności. Podobnie rzecz się ma z gwarancją, której pięcioletni okres także wpisuje się w dzisiejsze realia.
A cena? Cóż, autor tego tekstu zapłacił niegdyś ponad 700 zł za dysk SSD o pojemności raptem 60 GB, trzeba więc docenić, że za niespełna 1300 zł można cieszyć się wielokrotnie pojemniejszym i wydajniejszym urządzeniem. Jednocześnie trudno nie zauważyć, że bezpośredni – na polu wydajnościowym – konkurent ze stajni Samsunga jest sprzedawany za nieco niższą kwotę, zapewniając przy tym szyfrowanie. MK