To tytuł, który od lat już stawia przede wszystkim na grę w różnych trybach sieciowych, z edycji na edycję kampanię dla pojedynczego gracza traktując coraz bardziej po macoszemu. Nie inaczej jest w tym przypadku.
Samotność i sieć
Ci, którzy nie lubią strzelania do innych graczy przez internet, dostają do dyspozycji ledwie prolog i trzy stosunkowo krótkie rozdziały poruszające tematykę luźno zakorzenioną w historii II wojny światowej. To początki brytyjskich sił specjalnych, działania ruchu oporu w Norwegii i niszczenie transportu ciężkiej wody, a także dość smutne losy czarnoskórych żołnierzy walczących na południu Francji.
Ten kalejdoskop zdarzeń zostanie jeszcze w grudniu uzupełniony o rozdział czwarty, ale nie zmienia to faktu, że misje singlowe nie przekonują. O ile ostatnia z wymienionych wypada najlepiej ze względu na narrację, o tyle pozostałe są łatwymi zadaniami, które nie stawiają przed graczem większych wyzwań i niczym nie zaskakują. Na szczęście mamy również wspomniane zmagania w sieci, gdzie Battlefield V błyszczy.
To starcia dla maksymalnie 64 graczy, podzielonych na dwa zespoły i – już wewnętrznie – na czteroosobowe drużyny. Każdy entuzjasta strzelania może wcielić się w żołnierza szturmowego, medyka, bądź żołnierza wsparcia czy też zwiadu. Ten pierwszy atakuje umocnienia i pojazdy materiałami wybuchowymi i pociskami kumulacyjnymi, drugi – leczy powalonych kompanów i rozdaje apteczki pierwszej pomocy. Zadaniem wsparcia jest budowanie umocnień, zapewnienie amunicji i walka z pojazdami wroga za pomocą min, z kolei pod mianem zwiadu kryje się dobrze znany snajper, który jest dywersantem i wskazuje innym wrogów na minimapie.
W praktyce takie kooperowanie zespołu działa świetnie. Tym lepiej, że w piątej części gry wprowadzono dodatkowe mechanizmy premiujące wspólną grę drużyny. Jej członkowie mogą udzielać sobie nawzajem doraźnej pomocy medycznej, wspólnie również zbierają punkty, które dowódca drużyny może spożytkować na wsparcie. Tym mocniejsze, im więcej wspomnianych punktów uda się zebrać. Żaden Battlefield wcześniej nie nagradzał tak wyraźnie współdziałania.
Z rozmachem
Wśród trybów gry powracają znane i lubiane, jak choćby podbój, gdzie walczymy, zajmując kolejne punkty na mapie. Są też i wielkie operacje – rodzaj sieciowej kampanii, czyli parę rozgrywek w różnych trybach i na różnych mapach połączonych w jeden ciąg. To, jak dany zespół radzi sobie w konkretnej lokacji, przekłada się na dodatkowe środki lub ich brak podczas kolejnego wirtualnego dnia starć. Niezależnie od wyboru trybu Battlefield V sprawia dużą przyjemność.
Pod względem technicznym jest bardzo dobrze. Gra co prawda cierpi na choroby wieku młodzieńczego, czyli niestabilność i pojawiające się błędy techniczne, ale w ogólnym rozrachunku nie zawodzi. Przede wszystkim robi wrażenie grafika – to jedna z najładniejszych gier tego roku. Jeśli ktoś lubi zabawę w sieci i II wojnę światową, a do tego ma przyzwoity komputer, to Battlefield V nie sprawi mu zawodu.