Zawiodą się jednak ci, którzy oczekują kampanii dla pojedynczego gracza. Tym razem studio Treyarch postawiło na zabawę w sieci i zamiast serii spiętych fabułą lokacji dostajemy tryb battle royale – wielką sieciową bitwę, w której udział może wziąć nawet setka wojowników. Blackout – bo tak nazwany został ten rodzaj gry – pozwala bawić się samotnie lub w zespołach: parami i w grupach czteroosobowych.
Niech zwycięży najlepszy
Najpierw należy wybrać miejsce lądowania: wszyscy gracze desantują się z przelatujących śmigłowców. Następne trzeba zebrać rozrzucone po mapie broń i wyposażenie i stawić czoła przeciwnikowi. Wraz z upływem czasu kurczy się obszar gry, więc żeby wygrać, należy nie tylko walczyć z innymi, ale i dbać o optymalne położenie na polu rozgrywki.
To interesująca i dynamiczna gra. Za sprawą drobnych, ale wyraźnie wpływających na rozgrywkę detali wypada lepiej niż analogiczny tryb w recenzowanej na łamach PC Formatu produkcji PlayerUnknown’s Battlegrounds. Już na początku temperaturę zabawy podnosi fakt, że uzbrojenia bezpośrednio po podniesieniu nie trzeba przeładowywać. Ponadto dostajemy pakiety czasowych umiejętności, które modyfikują na żądanie zachowanie postaci gracza. Może to być np. wzmocnienie słuchu, specyficzny „szósty zmysł”, który podpowiada nam, gdy ktoś do nas mierzy, czy umiejętność cichego poruszania się.
Mamy też znanych z serii Call of Duty nieumarłych. Żywe trupy pojawiają się w określonych miejscach mapy i strzegą wyjątkowo mocnego wyposażenia. Pochwała należy się również za samą lokację, na której gramy: to połączenie najbardziej znanych map stworzonych przez studio Treyarch w poprzednich odsłonach Call of Duty – fani powinni rozpoznać poszczególne miejscówki na pierwszy rzut oka.
Klasyczny multiplayer
Nie zabrakło również bardziej tradycyjnych trybów gry. Jest ich sporo, przede wszystkim różnego rodzaju starcia drużynowe, np. team deathmatch czy kontrola. Niezależnie od wybranego trybu za każdym razem mamy do dyspozycji wyposażenie dobierane z rozszerzającej się wraz z doświadczeniem gracza puli, a także dziesiątkę specjalistów, z których każdorazowo wcielamy się w jednego. Są to postaci o zróżnicowanych umiejętnościach. Każdy żołnierz ma dwie: jedną, używaną stosunkowo często oraz drugą, którą w praktyce można aktywować raz, dwa razy na daną rozgrywkę. Dzięki tym zróżnicowanym talentom możemy leczyć kompanów, ujawniać pozycje wroga, likwidować przeciwników za pomocą wyjątkowo skutecznych granatów itd. Całość sieciowych doznań uzupełnia tradycyjny już dla Call of Duty tryb przetrwania, w którym gracze wspólnie stawiają czoła hordom atakujących falami nieumarłych.
W ogólnym rozrachunku Black Ops 4 jest wyjątkowo udaną grą. Brak trybu single player jest oczywistą wadą, ale jeśli ktoś lubi intensywną zabawę w sieci, nie odczuje tego faktu. Nieźle jest również od strony technicznej. Przydałyby się co prawda drobne usprawnienia w interfejsie gry, jak i poprawki dotyczące stabilności – podejrzewamy jednak, że to tylko kwestia czasu.