Mimo tego ta wyglądająca jak interaktywna kreskówka produkcja nie wywraca założeń gatunku do góry nogami. Po przystępnym tutorialu każdy, kto grał w jakąkolwiek Mobę albo strzelankę z bohaterami o zróżnicowanych talentach, prędko pojmie, co trzeba robić.
Toksyczny związek
Choć mierzą się tu pięcioosobowe grupy graczy, kluczowymi postaciami na polu bitwy są ich monstrualni opiekunowie – gryf płci żeńskiej oraz wężopodobny naga. Zabijając wrogich zawodników i utrzymując punkty na mapie, gracze gromadzą energię – drużyna, która pierwsza do końca nasyci nią swego mocodawcę, umożliwia mu znokautowanie konkurenta i rozpoczyna krótkotrwałą, brutalną ofensywę. Jeśli
w jej trakcie zdoła zadać odpowiednio dużo obrażeń, bestia otrzyma ranę, a energia się wyzeruje. Średnio dwudziestominutowy mecz kończy trzecia rana, przy czym ze startem potencjalnie finałowego natarcia zmieniają się i kształt, i rozmiary mapy.
Areny są obecnie w grze tylko trzy, na dodatek dobierane z zagadkową częstotliwością – zwykle gra się w pustynnych kanionach Ghost Reef, przez co Sanctum Falls, otoczone tropikalną zielenią wodospady, zobaczyliśmy może za piętnastym razem. Na szczęście ładne mapy są z pomysłem zaprojektowane i mają różną topografię, więc identyfikowanie skrótów, wzniesień ułatwiających ostrzał czy dróg ucieczki szybko się nie nudzi. Przebieg meczu zależy też od tego, jak gracze zagospodarują przejęte przez siebie miejsca generowania energii. Te można obsadzać ewoluującymi strażnikami, którzy nie tylko sami zbierają energię i bronią punktu, ale też np. leczą sojuszników czy blokują wrogom przejście.
Samuraj Jack
Wśród dziewiętnastu póki co oryginalnych bohaterów każdy znajdzie coś dla siebie. Aisling to małolata wywijająca mieczem kryjącym duszę jej ojca, Wu jest humanoidalnym ropuchem praktykującym odmianę kung fu, a robot HK-206 może sam skosić wrogi zespół, jeśli zdąży transformować się w stacjonarne działko. Postacie dysponują piątką zdolności aktywnych, w tym potężnym ultimate’em, a każdą można dwa razy zmodyfikować. Minidrzewka rozwoju sporo zmieniają, np. pazurzasta różdżka wiedźmy Griselmy może stać się bronią białą.
Niekoniecznie byłby to jednak dobry wybór, bo konstrukcja map wydaje się sprzyjać postaciom walczącym na odległość. Zachwyt nad płynnością animacji uzbrojonego w szablę Tyto maleje, gdy byle wróg mu po prostu ucieka – walka jest tu ekstremalnie dynamiczna i każda postać potrafi w mig pokonać pół areny. Ma to jednak i plusy, pozwala na widowiskowe kontrataki i pościgi na złamanie karku oraz wymusza współpracę w grupie. Tę ostatnią ułatwiłaby lepsza widoczność czatu
i sygnałów pokazywanych na minimapie.
Przy odpowiednim wsparciu, np. po dodaniu nowych map i trybu rankingowego, Gigantic ma szansę dorobić się miana e-sportu – pompująca adrenalinę walka testuje umiejętności i świetnie wygląda z boku, a dzięki systemowi ran wynik meczu do ostatniej chwili nie jest przesądzony. Szkoda jedynie, że jeśli nie wyda się realnych pieniędzy na (niedrogi!) pakiet herosów, to po ułatwionym przez twórców kupnie pierwszej taniej postaci trzeba się będzie mocno napocić, by zagrać czymś spoza bezpłatnej w danym tygodniu piątki.