Jeśli odpowiada ci ostatni wariant, sięgnij po Just Cause 3, najbardziej szaloną zręcznościówkę wydaną w ostatnich dwunastu miesiącach. Jej bohater, Rico Rodriguez, to wariat, który nie cofnie się przed niczym.
Fikcyjny wyspiarski kraik Medici położony na Morzu Śródziemnym objął we władanie despotyczny dyktator. Podczas przeprowadzonego przez niego puczu zginęli rodzice głównego bohatera, ten zaś w ostatniej chwili uciekł i dołączył do tajemniczej Agencji. Z jej polecenia walczył z kolejnymi watażkami w bananowych republikach, nigdy jednak nie zapomniał o rodzinnych stronach. Teraz, po latach, wreszcie wraca, by wyrównać rachunki z generałem Di Ravello.
Cuda na kiju
Gra oferuje otwarty świat, całkiem nieźle wyszkolonych przeciwników oraz kilkadziesiąt godzin świetnej zabawy. Przez główny wątek fabularny pełen przerysowanych postaci zostaniesz poprowadzony za rączkę, ale jednocześnie otrzymasz sporo swobody. Do dyspozycji masz pokaźny arsenał. Pistolety, karabiny i wyrzutnie rakiet raczej cię nie zaskoczą – to standardowy sprzęt dostępny w większości podobnych gier komputerowych
– a samochody, motorówki czy śmigłowce zapewne nieraz uratują tyłek, choć i tak najlepiej świat zwiedza się na piechotę. Pierwsze skrzypce grają tu jednak gadżety – są wśród nich wystrzeliwany na lince hak, spadochron, a także kombinezon służący do swobodnego szybowania.
Wyspa, na której toczy się akcja gry, nie jest większa od Panau znanego z poprzedniej części. Twórcy mieli jednak czas, by ją dopracować. Przygotowali świetnie wyglądające lasy, urocze plaże, góry, wioski i miasteczka, bazy wojskowe i głębokie jaskinie. Najwięcej wysiłku musiało kosztować ich umożliwienie ich zniszczenia. W Just Cause 3 demoluje się nie tylko samochody wroga i chatki z klepiskami – nic nie stoi na przeszkodzie, by wysadzić gigantyczny most czy monumentalny pomnik generała. C4 tu nie brakuje – autorom zależało na spektakularnych eksplozjach, potęgujących chaos panujący na ekranie.
Niech żyje chaos!
To właśnie wszechobecna destrukcja i przyznawane za nią punkty popychają akcję naprzód. Nic dziwnego, że podczas zabawy zrealizujesz najbardziej szalone pomysły, np. jako pilot śmigłowca podczepisz hak do ciężarówki, by zrzucić ją na dach wieżowca. Kiedy indziej staniesz na skrzydle lecącego samolotu i prosto z nieba poślesz w miasto rakiety. A że to niemożliwe? To słowo świetnie definiuje grę. Bohater chwilami wydaje się nieśmiertelny i pomimo odniesionych ran nie przestaje walczyć. Skoki spadochronowe niemal zawsze kończy idealnym lądowaniem i przy odrobinie szczęścia wychodzi cało z niewiarygodnych opresji.
Fanów kolekcjonowania osiągnięć ucieszy wiadomość, że twórcy przygotowali ich sporo. Zabrakło trybu multiplayer, ale ze znajomymi można rywalizować, porównując np. rekordową liczbę wykonanych jeden po drugim headshotów.
To wszystko czyni z Just Cause 3 idealny program dla miłośników bezpretensjonalnej rozgrywki – tych, którzy nie szukają skomplikowanej fabuły ani nie liczą na realistyczny model jazdy samochodem, a po prostu chcą się bawić. Łyżką dziegciu w beczce miodu jest niedopracowanie kodu – Just Cause 3 potrafi zwalniać na bardzo szybkich komputerach, zdarza się też, że niektóre obiekty czy tekstury po prostu znikają. Szczególnie trapi to posiadaczy konsol, gdzie spadki płynności i długie czasy ładowania psują zabawę. Całe szczęście, że twórcy wydają kolejne łatki.