State of Decay 2 to survival horror bez możliwości zapisywania stanu gry w trakcie rozgrywki i z ostateczną śmiercią postaci, osadzony w otwartym, randomizowanym świecie zdarzeń losowych. W genotypie ma strzelanki i skradanki, ale również gry role-playing, a nawet strategiczne, dzięki czemu całość stanowi sprawną symulację świata, w której kluczowe stają się decyzje i działania gracza. Innymi słowy ta gra to nic innego jak zestaw narzędzi, który pozwala grającym wpływać na przebieg zdarzeń.
To jednak, co dokładnie czeka i jaki ostatecznie los spotka kierowaną przez niego społeczność, pozostaje niewiadomą aż do samego, zwykle gorzkiego końca. I właśnie dlatego gry serii State od Decay to tak wspaniałe generatory anegdot, wynikających ze splotów okoliczności, jakie w grach o ustalonej fabule nie mogą mieć miejsca.
My kontra świat
Rozgrywka w State of Decay 2 polega na zarządzaniu garstką ludzi ocalałych w świecie apokalipsy zombie. To oznacza zarazem rozbudowę i zaopatrzenie bazy wypadowej, w której kryją się chorzy i słabi, jak i kierowanie zwiadowcami i łupieżcami, przemierzającymi świat gry w poszukiwaniu narzędzi i zapasów zapewniających przetrwanie całej kolonii. Ważne jest przy tym nie tylko wyszkolenie i wyposażenie podopiecznych, ale także stan fizyczny i psychiczny, które również – jak wszystko w grze – ulegają ciągłej degradacji. Sama konwencja gry zresztą wymusza przeskakiwanie pomiędzy proceduralnie zróżnicowanymi postaciami – tutaj nie sposób działać wyłącznie wybrańcami idealnie skrojonymi pod wyzwanie, bo oni także muszą odpoczywać. Nie mówiąc o tym, że wypadki chodzą po ludziach i może ich po prostu zabraknąć.
W grze bardzo szybko też staje się jasne, że aspekt skradankowo-strzelankowy musi ukorzyć się przed koniecznością strategicznego planowania działań. W State of Decay 2 nie wystarczy tylko umiejętnie omijać czy eliminować zombie i bezszelestnie (bo hałas wabi wrogów) przeczesywać kolejne lokacje. Trzeba także zadbać o to, by podopieczni byli w stanie sprawnie dostarczyć zdobycz do bazy i... mogli się po tym zregenerować.
Problem w tym jednak, że zapasy nieustannie się kurczą, a raz złupione obiekty pozostają puste do końca gry, co wymusza coraz dłuższe wyprawy w coraz niebezpieczniejsze rejony świata. Trudność gry bierze się więc głównie z tego, że to tak naprawdę wyścig z czasem, a ciągłe starania jedynie odwlekają moment, w którym zapasy się skończą i społeczność zacznie wymierać.
Pewna tylko niepewność
Zaletą State of Decay 2 są także trzy ogromne otwarte mapy, które odwiedzić można w dowolnej kolejności. Są randomizowane, co oznacza, że miejsca znaczące dla rozgrywki mogą się różnić, podobnie zresztą jak lokacje zadań. Nieprzewidywalną zmienną stanowią także frakcje niezależne, które mogą chcieć współpracować z naszą kolonią, ale także – czego w serii dotąd nie było – reagować agresją. Wyczekiwaną nowością w grze jest wreszcie także tryb wieloosobowy, a ściślej współpracy dla nawet czterech graczy. Pozwala on zaprosić innych do własnej gry lub pomóc komuś innemu w potrzebie, przy czym wszyscy goście zmuszeni są towarzyszyć gospodarzowi, w zamian zaś otrzymują dodatkowe zasoby dla własnej bazy. Warto dodać, że nie da się w nim atakować innych graczy, a łup jest personalizowany, a więc niedostępny dla innych.
State of Decay 2 jest grą zasadniczo udaną, ale niestety nieidealną. Zawodzi zwłaszcza oprawa i pomimo wykorzystania Unreal Engine’u 4 gra wciąż wygląda jak budżetowy projekt garażowego studia, a nie tytuł, którym Microsoft chwalił się dwukrotnie na corocznych targach E3. Niemiłe jest także to, że sprawia wrażenie nieznacznie tylko poprawionego oryginału i potrafi jak tamten, znużyć powtarzalnością działań. Mimo to nawet – i to jest najważniejsze – najnowsze dzieło Undead Labs to wciąż najbardziej wiarygodna wizja apokalipsy zombie, jakiej mogą doświadczyć gracze.