Zgłębiając tajemnice pokrytej oceanem planety 4546B, jesteśmy zdani tylko na siebie. Nie ma w Subnautice multiplayera, ale gdy poczucie samotności narasta, na sile przybierają też emocje towarzyszące walce o ucieczkę z nieprzyjaznego świata.
Rów Mariański
Na 4565B przybywamy w dramatycznych okolicznościach. Aurorą, statkiem kosmicznym, na którym pracuje nasz awatar, wstrząsa eksplozja. Zaczyna się ewakuacja, ale szczegółów tejże Ryley Robinson nie pamięta. Gdy dochodzi do siebie, jego kapsuła ratunkowa kołysze się na lazurze fal, a jedynym obiektem na horyzoncie jest dymiący kadłub Aurory.
Samouczek występuje w grze w ilościach śladowych, jednak twórcy nieinwazyjnie podpowiadają, co warto zrobić. Chwytamy więc skaner i dajemy nura, by poznać okoliczną faunę i florę. Uczymy się dbania o pokarm, wodę pitną i powietrze. Zbieramy minerały i metale, które posłużą do budowy pierwszych narzędzi i fundamentów bazy. Wreszcie odbieramy sygnały z pozostałych kapsuł ratunkowych, które obok Aurory stają się początkowymi celami dalszych eskapad.
Podwodny hotel
Prędko okazuje się, że dno zaścielają fragmenty innych wraków. Można w nich znaleźć projekty elementów bazy, narzędzi w rodzaju palnika i, przede wszystkim, pojazdów. Od lokalizowania schematów i źródeł budulca zależą postępy w grze, bo np. ciśnienie w najgłębszych pieczarach wytrzyma tylko pancerny skafander z hydraulicznymi ramionami, a ten trzeba transportować łodzią podwodną. Wytwarzanie i ulepszanie sprzętu przebiega logicznie, choć wymaga cierpliwego planowania.
Miejsca w „plecaku” jest mało i nawet po zwodowaniu paru siedzib-magazynów mnóstwo czasu zajmują kursy po składniki, których nagle zabrakło. Im głębiej się wyprawiamy, tym lepiej trzeba się przygotować, bo gdy na dnie kompleksu martwych jaskiń Ryley zaczyna umierać z głodu albo wyczerpują się akumulatory skafandra, nie ma ratunku. Trzeba też rozmieszczać bojki z opisami – w mroku łatwo się zgubić, a mapy nie ma.
Rekin i krewetka
Chociaż świat zaprojektowano ręcznie, a nie wygenerowano jak w No Man’s Sky, wirtualny ocean szokuje zróżnicowaniem biomów. Znajdziemy tu i pełne tęczowych ławic rafy, i lasy wodorostów, i rozpadliny rozświetlane przez fosforyzujące ukwiały. Odkrywając strzępki przerażającej historii odległej planety, zanurzamy się coraz głębiej. Nieziemskie widoki zapierają dech w piersiach, a wrażenie potęguje fenomenalna oprawa audio.
Kiedy rozlega się odległy ryk zabójczego reapera, przechodzą ciarki, a gdy w kompletnej ciemności bestia wielkości ciężarówki przepływa przed twarzą, trudno nie wrzasnąć. Nasza maleńkość poraża tym bardziej, że bohater nie ma tradycyjnej broni, a agresywnych gatunków jest co niemiara. Nawet okręt podwodny nie jest nietykalny – gdy okrążą go trzy lewiatany, pozostaje wyłączyć turbiny, zgasić reflektory i modlić się, by zadziałała torpeda z przynętą. Każdy stwór ma swoje zachowania i nawet małe rybki mogą napędzić stracha, gdy zwabione światłem zaczną tłuc o kabinę. Czasem niestety będą przy tym przenikać przez szkło, bo znane z wczesnego dostępu błędy kolizji obiektów wciąż są dość powszechne. To jednak nic w survivalu, który pozwala na dziesiątki godzin zatonąć w niepowtarzalnym, wiarygodnym świecie innej Błękitnej Planety.