I niczym u autora „Pulp Fiction” przypadki twardego jak stal Wilhelma Józefa Blazkowicza nie tylko śmieszą. Osadzona w 1961 roku galopada przez Stany Zjednoczone pod butem III Rzeszy to dynamiczna historia pełna charyzmatycznych, przerysowanych postaci, która gdy trzeba nabiera poważnego tonu. Choć nie przesadzajmy – największą frajdę i tak sprawia rozlew aryjskiej krwi.
Amerika ist wunderbar
Blazkowicz, nazywany w propagandowej prasie „Terror-Billym”, ma z nazistami okupującymi USA na pieńku. Grę zaczynamy zresztą sekwencją na wózku inwalidzkim – po wydarzeniach z „jedynki” heros z polskim rodowodem stoi nad grobem. Kontynuować walkę każe mu pamięć o zmarłych i troska o bliskich – wkrótce ma zostać ojcem. Bazę wypadową ruchu oporu stanowi Eva’s Hammer, monstrualny U-boot. Na jego pokładzie do starych znajomych z Setem Rothem na czele dołącza m.in. Grace Walker, fantastycznie zdubbingowana murzynka z imponującym afro i jeszcze większą niechęcią do najeźdźcy.
Grace chce rozniecić w kraju ogień rewolucji, a Blazkowicz i reszta załogi chętnie na plan przystają. Kampania prowadzi nas m.in. przez tunele nowojorskiego metra, odwiedzamy Roswell i Nowy Orlean, a nawet odkrywamy dzieciństwo Billy’ego. Poznajemy też bliżej Frau Engel – operującą na olbrzymim statku powietrznym psychopatyczną panią generał, której podobizny zdobią każde amerykańskie miasto. Akcja nie zwalnia ani na moment, w czym pomaga bogactwo świetnie zmontowanych cutscen i doskonała muzyka. Szkoda, że finał następuje najdalej po kilkunastu godzinach, i to licząc z powrotami na znane już mapy, by w ramach zadań dodatkowych w nieco odmiennych warunkach polować na najwyżej postawionych oficerów.
Feuer frei!
Dowódcy są zresztą rozstawieni na każdym poziomie – od tego, jak Blazkowicz się z nimi rozprawia, zależy charakter zabawy. Jeśli oberlejtnant usłyszy strzały, wszcznie alarm i z każdej strony zaczną wysypywać się wrodzy żołdacy – od padających jak muchy szeregowców, przez zakutych w ciężkie blachy szarżujących supersołdatów, po zmechanizowane czworonogi. Choć jest trudniej niż w „jedynce” i pozostawanie na otwartej przestrzeni zwykle kończy się zgonem, bohater potrafi się odgryzać. Gieroj może w każdej dłoni dzierżyć inną pukawkę, np. kaem o średnim zasięgu i trójlufową „dubeltówkę” masakrującą tych, którzy podejdą za blisko. Adrenalina stale krąży w żyłach – wróg zachodzi nas z boku, podwójna kanonada sieje spustoszenie, ale i zmusza do panicznego szukania amunicji, fragmenty ciał fruwają dookoła. Wrażenie potęgują doskonałe audiowizualnie eksplozje, gra świateł i wrzaski bólu.
Niekiedy jednak bezpieczniej wybrać drugą metodę – przekradać się poza zasięgiem wzroku i mordować z użyciem siekierki oraz broni, do której dzięki ulepszeniom można dodać tłumiki. Sam bohater też poprawia zdolności, gdy zabija w określony sposób, zdobywa również gadżety w rodzaju teleskopowych szczudeł. Niestety nawet one nie likwidują okazyjnych problemów z poruszaniem się – czasem ranny bohater nie zdoła przeskoczyć barierki albo „nie trafi” w biegu w apteczkę. To jednak mały problem w grze, która mimo braku multi może być shooterem roku.