Chłodny minimalizm
Każdy, kto pamięta klawiatury Ryos, wie, że można było powiedzieć o nich bardzo dużo dobrego – ale nie to, że były smukłe. Vulcan wygląda zupełnie inaczej: podstawą dla klawiszy jest tafla szczotkowanego aluminium, nad którą wypuszczono przełączniki przykryte tylko cienkimi pokrywami klawiszy.
Te ostatnie są zresztą dodatkowo zwężone do 13 mm, co sprawia, że całość wygląda wyjątkowo wręcz lekko. Jeśli dołożyć do tego indywidualne podświetlenie klawiszy przez diody RGB, całość wygląda wyjątkowo atrakcyjnie.
Użyte materiały sprawiają, że sprzęt najlepiej wygląda w zimnych barwach – ale to oczywiście kwestia gustu. Szkoda tylko, że producent zrezygnował z obecnego w niektórych Ryosach schematu iluminacji, który modyfikował podświetlenie klawiszy w rytm muzyki.
Wygoda i stabilność
Jeśli chodzi o komfort użytkowania, to nie mamy żadnych zarzutów. Klawiatura pewnie spoczywa na biurku, nadgarstki znajdują oparcie na mocowanej magnetycznie (nareszcie!) podstawce, a odstępy między smukłymi klawiszami sprawiają, że pisze się na niej w zasadzie idealnie. Drobnym minusem jest fakt, że tym razem Roccat nie zdecydował się wydzielić klawiszy w osobnym bloku – zamiast tego zdublowano obłożenie przycisków funkcyjnych.
Za pracę klawiszy odpowiadają przełączniki Titan. Ich liniowy skok wynosi 3,6 mm, przy czym aktywacja następuje w połowie wysokości i jest cicha. Nie zmienia to jednak faktu, że Vulcan podczas pisania wydaje przyjemny grzechot – ale to cecha niemal wszystkich klawiatur mechanicznych.
Znaczącym minusem jest astronomiczna cena. Jakość tego sprzętu jest co prawda fantastyczna, ale kwota ponad 600 zł będzie do przyjęcia dla nielicznych. Można jednak poczekać na tańsze, nieco okrojone w stosunku do topowego modele, które wkrótce również powinny wejść do sprzedaży.