Międzynarodowa umowa ACTA i podobne inicjatywy na szczeblu państwowym, które są efektem lobbingu organizacji reprezentujących artystów, zmierza do zmniejszenia swobody użytkownika i zwiększenia kontroli twórców. Wspomniane regulacje nie tworzą nowego prawa ochrony własności intelektualnej, lecz dostarczają instrumentów ochrony tej własności, takich jak możliwość odcinania użytkowników od internetu , uprawnienia quasi-policyjne dla właścicieli praw autorskich, zobowiązanie właściciela serwisu do pilnowania, czy użytkownicy przestrzegają praw autorskich.
Wróg: magnetowid
Podobnych kontrowersji dotyczących interpretacji i egzekwowania prawa autorskiego w przeszłości było więcej. Każda z nich była motywowana obawą twórców o zmniejszenie zysków w związku z pojawiającym się nowym medium czy sposobem korzystania z treści. Magnetowid na przełomie lat 70. i 80. budził większą grozę organizacji lobbujących na rzecz producentów filmowych niż zwalczane obecnie P2P.
Możliwość nagrywania miała, zdaniem Jacka Valentiego, długoletniego szefa MPAA, przyczynić się do upadku Hollywood, bo ludzie, zamiast kupować filmy, mieliby je nagrywać i nielegalnie udostępniać innym. Patrząc z perspektywy czasu, trudno o większą bzdurę. Rynek kaset wideo stał się szybko jednym z najważniejszych źródeł dochodu dla producentów filmów, a DVD i blu-ray, czyli bezpośredni następcy kaset VHS, generują większe przychody niż sale kinowe.
Argument przeciwko nagrywaniu powrócił jeszcze raz w połowie poprzedniej dekady, gdy zaczęły się popularyzować programowane nagrywarki DVD. Lobbyści i prawnicy przekonywali, że ludzie będą kraść programy telewizyjne przez przewijanie reklam. Od takiego wniosku jest tylko krok do oskarżenia o naruszenie własności intelektualnej telewidzów, którzy opuszczają przerwę reklamową w celu wizyty w toalecie.
W rzeczywistości ani sprzęt do nagrywania, ani żadna inna innowacja zwalczana
przez właścicieli praw autorskich, jak sieci P2P nie doprowadziła producentów do upadku. Na przykład dla branży filmowej rekordowy był rok 2009. Sam „Avatar” zarobił blisko 3 mld dolarów, mimo że był masowo ściągany z sieci. Co więcej, nowe technologie szybko były przyswajane przez wytwórnie, które uczyły się na nich zarabiać. Najlepszy tego dowód to sklep iTunes, który na amerykańskim rynku jest najważniejszym kanałem sprzedaży muzyki.
Przeszacowane straty
zy w idealnym świecie bez nielegalnych kopii zyski byłyby większe? Być może, ale na pewno nie o sumy, którymi rzucają organizacje reprezentujące twórców. Amerykański przemysł filmowy szacuje, że piraci pozbawili go aż 25 mld dolarów (1/4 obecnych przychodów). Ta kwota to wartość pirackich DVD oraz nielegalnie pobranych plików , liczona po cenach sprzedaży tych treści w legalnym obiegu. Biorąc pod uwagę, że piractwo to problem przede wszystkim w biedniejszych krajach oraz wśród mniej zamożnych grup w krajach bogatych, można bezpiecznie założyć, że ci, którzy nielegalnie sięgnęli po treści , i tak nie mogliby sobie pozwolić na zakup ich w sklepie.
Przy takiej skali piractwa biznes filmowy powinien już dawno zniknąć z rynku. Tymczasem studia zarobiły w 2010 roku o 5 proc. więcej niż w 2001 roku, mimo że po drodze był potężny kryzys 2008 roku. Z kolei firmy fonograficzne, które najodważniej weszły do internetu, w 2011 roku odnotowały wzrost sprzedaży plików o 8 proc. i przychody przekraczające 5 mld dol. Mimo to w raporcie Międzynarodowej Federacji Przemysłu Muzycznego czytamy: Zadowolenie z obecnej sytuacji byłoby błędem – przemysł muzyki cyfrowej rozwija się pomimo warunków, w jakich funkcjonuje, a nie dzięki nim. W 2012 roku musimy nasilić nasze działania. Potrzebujemy wsparcia od rządów w postaci ustawodawstwa, które zagwarantuje środki do skutecznej walki z piractwem, z wszelkimi jego formami.
Koniec prywatności
Rozwijając myśl Francesa Moore’a (szefa MFPM), warunkiem wzrostu jest przeprowadzenie regulacji, które mają dostarczyć narzędzi pozwalających na skuteczne ściganie
użytkowników wymieniających się plikami , a także mechanizmy monitorowania aktywności użytkowników w sieci, które spośród miliardów internautów, pozwolą odłowić piratów . Próbą takiej regulacji jest ACTA.
Umowa nakłada na sygnatariuszy obowiązek stworzenia prawa pozwalającego na ustalanie tożsamości użytkowników internetu na podstawie samego podejrzenia złamania prawa autorskiego. To oznaczałoby koniec prywatności w internecie i zostawiłoby użytkowników na łasce korporacji i współpracujących z nimi prawników. To, w połączeniu z restrykcyjnym prawem autorskim, pozwoliłoby na wysuwanie roszczeń także wobec nieświadomych piratów albo tych, co ściągnęli plik piracki, sądząc, że to materiał legalny.