Po kilku tygodniach od premiery nikt nie ma wątpliwości, że nowa aplikacja z mapami, zaprojektowana przez Apple, to porażka. Program iOS 6 Maps, który nie korzysta z treści kartograficznej i warstw informacyjnych Map
Google, jest tak niedopracowany, że nawet dodanie do nazwy tagu „beta” nie uratowałoby sytuacji.
Polska według Apple
Port lotniczy w Warszawie według map Apple to „Frederic Chopin Luft-
havn”. To nawet nie po angielsku, lecz po duńsku. Krakowskie Planty zostały podpisane jako „Pulan Di” za pomocą, uwaga!, alfabetu chińskiego. Siatka ulic, mówiąc eufemistycznie, jest niekompletna. Niektóre obiekty są w złym miejscu, co widać wyraźnie po przełączeniu do warstwy satelitarnej. Zdjęcia też nie są idealne, bo nietrudno znaleźć fragmenty miast zasłonięte chmurami. Miasta w naszym kraju, jeśli by sugerować się liczbą zaznaczonych punktów usługowych, to pustynia. Podobne problemy z treścią są w wielu innych państwach.
Płynne budowle
Brak troski o kraje peryferyjne nie byłby zaskakujący, gdyby nie fakt, że podobne błędy są także na mapach miast w Stanach Zjednoczonych. W amerykańskich miastach źle działa funkcja nawigacji samochodowej, podobnie jak wyszukiwanie połączeń mieszanych z wykorzystaniem samochodu, komunikacji miejskiej i spaceru. Echa niezadowolenia szeroko rozlały się po Twitterze i Facebooku. Jak grzyby po deszczu wyrastają blogi, publikujące spektakularne wpadki, na przykład The Amazing iOS 6 Maps http://pcformat.pl/u/437. Metro londyńskie namawia pasażerów, których iphone’y nie prowadzą już za rękę przez gąszcz linii do kupowania w kiosku papierowych map.
Poważne braki
Nawet tłumacząc ewidentne błędy problemami wieku dziecięcego, porównanie liczb ilustrujących pokrycie treścią kartograficzną wypada blado w porównaniu z usługą Google. Apple oficjalnie udostępnia mapy dla 181 krajów i nawigację dla 56. Google przedstawia 209 państw, z czego w 162 można korzystać z nawigacji. Na mapach Apple brakuje także zdjęć z poziomu ulicy (usługa Street View). Widok miast 3D, który ma go zastąpić, działa tylko w niektórych amerykańskich miastach. Apple zapowiada energiczne prace nad rozwojem aplikacji. Mimo to trudno spodziewać się szybkiej poprawy w porównaniu do konkurenta, szczególnie mając świadomość, że mapy Google osiągnęły swój wysoki poziom po bez mała 10 latach ciągłych ulepszeń.
Skąd ten krok?
Apple bez wątpienia zdawał sobie sprawę ze słabości własnej aplikacji. Skąd więc ten ryzykowny krok? Najbardziej oczywistym wytłumaczeniem wydaje się zaostrzający się konflikt między firmami, które bezwzględnie rywalizują na rynku mobilnym. Jednak przyczyna, dla której Apple zdecydował się na migrację do niedopracowanego produktu, jest głębsza.
Mapy Google w systemie iOS, aplikacja napisana przez Apple, korzystały z danych kartograficznych za pośrednictwem API Google. W związku z tym firmę obowiązywały restrykcje, takie jak każdego innego dewelopera. Warunki użytkowania zabraniały m.in. wykorzystania map do nawigacji samochodowej skręt po skręcie, co uniemożliwiało implementację podstawowej funkcji nawigacyjnej, która nie tylko jest w Mapach Google na Androidzie, ale także w Mapach Nokii w Windows Phone. Być może wściekłość użytkowników i zła prasa są ceną za pełną niezależność w kształtowaniu tej kluczowej dla smartfonu funkcji.
Radość konkurencji
Zaistniałą sytuację z radością wykorzystuje konkurencja. Nokia i Microsoft intensywnie zaczęły promować swoje rozwiązanie, podkreślając nie tylko wysoką precyzję map, ale także fakt, że Mapy Nokia, w przeciwieństwie do innych darmowych nawigacji, działają bez dostępu do internetu. Google z kolei przyjął postawę wyczekującą. Nie tylko nie wypuszcza własnej aplikacji z mapami na platformę iOS, ale nawet nie przyznaje publicznie, że nad nią pracuje. Dlaczego? Niepokój użytkowników iphone’ów szczególnie spoza Stanów Zjednoczonych, którzy mają przed sobą perspektywę miesięcy lub lat walki z niedorobionymi mapami Apple, może tylko napędzić sprzedaż smartfonów z Androidem.