Wbrew obiegowym informacjom PRISM, działający od 2007 roku, wcale nie służy do systematycznego śledzenia wszystkich użytkowników usług internetowych i wykrywania „podejrzanych” zachowań.
Wybrane osoby
Z przecieków wynika, że jest to rodzaj dostępu na życzenie do kont osób, które ze względu na podejrzenie o działalność ekstremistyczną czy przemyt technologii nuklearnych znajdują się w kręgu zainteresowań służb specjalnych. Jeśli służby mają takie podejrzenie, NSA zwraca się do usługodawcy o umożliwienie dostępu do wybranego konta, a ostateczna decyzja o udostępnieniu informacji należy do usługodawcy.
Wszystkie firmy informatyczne zaangażowane w PRISM zgodnie zapewniają, że nie ma mowy o permanentnym dostępie: tylnych drzwiach do ich systemów, które bez pytania mogą być używane przez NSA do śledzenia całego przepływu informacji w ich sieci.
Śledzenie w czasie rzeczywistym
W przypadku serwerów Google służby specjalne mogą nie tylko przeglądać dokumenty, zdjęcia czy filmy zgromadzone na dysku internetowym oraz pocztę. Mogą także monitorować sieć kontaktów, rozmowy przez komunikator, a nawet w czasie rzeczywistym oglądać słowa kluczowe wpisywane do wyszukiwarki. Biorąc pod uwagę usługi
Microsoftu, który jako pierwsza z wymienianych firm podjął współpracę z wywiadem, oprócz przeglądania zawartości konta agenci mogą podsłuchiwać rozmowy przez Skype’a. Są to zarówno rozmowy przeprowadzane ze zwykłymi numerami telefonicznymi, jak i połączenia między dwoma komputerami, które dotąd uchodziły za dość bezpieczne, dzięki silnemu szyfrowaniu 256-bitowemu.
Nie jest znany dokładny zasięg wykorzystywania PRISM w codziennej praktyce wywiadowczej. Firmy technologiczne nie mogą ujawnić liczby udostępnionych NSA kont użytkowników, ze względu na obowiązek zachowania tajemnicy państwowej. Po wybuchu afery przedstawiły natomiast ogólne informacje o udostępnionych kontach, podkreślając, że większość żądań dotyczyła spraw kryminalnych. W przypadku Facebooka ta liczba, tylko w drugiej połowie 2012 roku, sięgnęła 19 tys. kont. Wiadomo też, że 98 proc. informacji zebranych w programie PRISM pochodzi od trzech firm: Yahoo, Google i Microsoft.
Cenne źródło informacji
Mimo że liczba osób śledzonych przez PRISM wydaje się nie bardzo duża, NSA w ściśle tajnej prezentacji, która wyciekła do mediów, chwali się, że uzysk informacji z tego systemu jest olbrzymi. W ubiegłym roku to źródło było cytowane blisko 1500 razy w analizach wywiadowczych dostarczanych na biurko prezydenta Stanów Zjednoczonych. W innym miejscu PRISM został wymieniony jako najlepsze źródło informacji wywiadowczych, które przyczyniło się do powstania 1 na 7 tajnych raportów.
Czy ujawnienie programu coś zmieni? Raczej nie. Świadomi użytkownicy internetu nawet bez rewelacji Edwarda Snowdena, byłego pracownika NSA, który ujawnił istnienie programu, i tak zdają sobie sprawę z możliwości śledzenia ich aktywności online. Jak wynika z sondaży, istnieje też społeczne przyzwolenie na tego typu praktyki. Większość obywateli jest gotowa poświęcić prywatność dla lepszej ochrony przed atakami terrorystycznymi. A tych, dzięki PRISM, podobno udało się udaremnić około 50.