Iran, uran, bomba atomowa i zbrojenia ajatollahów. Dlaczego Izrael zaatakował, a USA ruszyły na wojnę?
Głównym powodem ataku Izraela, a potem USA, na Iran jest dążenie tego ostatniego kraju do stworzenia broni jądrowej. Czy jednak takie podstawy dla operacji militarnej mają rzeczywistą rację bytu?
Według najnowszych doniesień Iranowi najprawdopodobniej udało się wyprzedzić USA i ukryć wcześniej stworzone zapasy wzbogaconego uranu – tym samym więc wykorzystanie bombowców stealth i sześciu trzynastotonowych bomb penetrujących GBU-57 MOP przez amerykańską armię nie przyniosło zapowiedzianych skutków. Czy to naprawdę duży problem?
Iran najpewniej ukrył wzbogacony uran
Pierwszym zasadniczym problemem jest oczywiście to, że wzbogacony uran może posłużyć do stworzenia ładunków jądrowych – co wydaje się głównym zagrożeniem. Według Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej Iran dysponował na dzień 17 maja 2025 roku 9250 kilogramami uranu pod różnymi jego postaciami. Zapasy te obejmowały:
- 8400 kilogramów gazu heksafluorku uranu;
- 620 kilogramów tlenku uranu;
- 71 kilogramów uranu metalicznego w zespołach paliwowych, płytach i prętach;
- 4 kilogramy uranu w tarczach;
- około 140 kilogramów uranu w złomie ciekłym i stałym, czyli innymi słowy, odpadów atomowych.
Według szacunków wspomnianej organizacji ze zgromadzonego przez Iran zapasu heksafluorku uranu ponad 400 kg zostało już wzbogacone do 60%. To za mało, by stworzyć broń jądrową – żeby to się stało możliwe, poziom wzbogacenia musi przekroczyć 90%. Tak czy inaczej jednak taka ilość wystarczyłaby po ukończeniu wspomnianej operacji do wytworzenia 10 ładunków jądrowych. Tyle że są to szacunki – równie dobrze Iran może mieć wspomnianych substancji więcej.
Kto dysponuje bronią jądrową?
O istotności posiadania jądrowego arsenału nie ma sensu się rozpisywać. Dość powiedzieć, że Ukraina po upadku ZSRR była nuklearnym mocarstwem – ale zrzekła się tego statusu, co dziś boleśnie odczuwa, broniąc się przed Rosją, która zresztą miała być jednym z gwarantów jego bezpieczeństwa.
Obecnie broń tego typu ma na wyposażeniu 9 państw. To Stany Zjednoczone, Rosja, Wielka Brytania, Francja i Chińska Republika Ludowa – a więc wiodąca piątka, która pozyskała takie ładunki jeszcze przed podpisaniem obejmującego niemal wszystkie państwa na świecie Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Wymienione grono uzupełnia Pakistan wraz z Indiami (szerzej o ich potencjale nuklearnym piszemy w naszym materiale) i Korea Północna – kraje te nie podpisały wspomnianego układu. W końcu mamy Izrael – państwo, które oficjalnie twierdzi, że nie dysponuje bronią jądrową, aczkolwiek w rzeczywistości ją posiada. Siłą rzeczy więc Iran aspiruje do elitarnego klubu, którego członkowie niekoniecznie chcą "rozwadniać" dzierżoną przez siebie potęgę.
Czy Iran rzeczywiście był blisko stworzenia broni jądrowej?
Według ABC News, większość ekspertów szacuje, że od momentu zgromadzenia wystarczającej ilości uranu do finalnego wykonania głowicy jądrowej potrzeba kilku miesięcy do dwóch lat, choć niektórzy sugerują, że da się to zrealizować nawet w 5-6 tygodni przy pełnej mobilizacji zasobów technicznych i logistycznych. Przypuszczenia te są zgodne z analizami amerykańskich agencji wywiadowczych. Te uważają, że gdyby Teheran chciał rzucić na szalę wszystkie dostępne mu środki, to zajęłoby mu to raczej kilka miesięcy do roku. Trudno więc mówić tu o tygodniach, przy których upiera się zarówno Biały Dom, jak i Mossad, który – według doniesień The New York Times – ocenia, że Iran dysponuje już wystarczającą ilością wzbogaconego uranu, by w ciągu 15 dni zmontować urządzenie jądrowe gotowe do testu.
Jaka jest prawda? Oczywiście nie wiadomo – tak czy inaczej jednak atak na Iran, który rozpoczął Izrael, a do którego później dołączyły Stany Zjednoczone, ma charakter prewencyjny i na ten moment trudno jednoznacznie stwierdzić, jakie skutki przyniesie. Z całą pewnością możemy mówić o spowolnieniu irańskiego programu atomowego – ale dopiero przyszłość pokaże, jak będzie to dotkliwe.
Przy tym wszystkim warto również pamiętać, że sama bomba to nie wszystko: należy mieć jeszcze środki do jej przenoszenia i je przetestować. Tu jednak Iran ma się czym pochwalić, dysponując pokaźną rodziną rakiet balistycznych krótkiego (do 1000 km) i średniego zasięgu (do 3000 km), których przystosowanie do przenoszenia głowic nuklearnych nie powinno być problemem.
A co z brudnymi bombami?
Pocieszającą wiadomością jest fakt, że proces technologiczny i czynności, jakie podejmuje Iran przy przetwarzaniu pierwiastków radioaktywnych, raczej wykluczają tworzenie izotopów, które mogłyby posłużyć do stworzenia brudnej bomby. Zaplecze tego kraju pozwoliłoby co prawda wytwarzać kobalt-60, jednak najpewniej środki te związane są z jednym z nieczynnych reaktorów i nic takiego nie ma miejsca.
Innymi izotopami, które cechują się efektywnością przy tworzeniu brudnych bomb, są cez‑137 i stront‑90 – ich pozyskiwanie wymagałoby jednak przetwarzania wypalonego paliwa jądrowego. Ponownie jednak: Iran ani nie deklarował, ani – według powszechnie dostępnych raportów zachodnich agencji wywiadowczych – nie przeprowadzał samodzielnie takich operacji. Oczywiście trudno mówić, że zagrożenia w związku z tym nie ma. Kraj ten może w dalszym ciągu używać np. zużytego paliwa jądrowego czy dostępnych "cywilnie" materiałów rozszczepialnych – nie jest to jednak skala przemysłowa.
Zarys skutków
Czy atak na Iran był uzasadniony? Według agresorów, cóż, z całą pewnością. Stworzenie bomby jądrowej przez kraj pod kontrolą fundamentalistów nigdy nie jest dobrą wiadomością. Z punktu widzenia interesów Zachodu, a zwłaszcza już USA i Izraela, to dobry ruch. Nawet jeśli tym samym musimy przyznać rację drugiemu z wymienionych państw, które wciąż dzieli swą uwagę pomiędzy rzeczony atak na Iran a ciągle trwające równanie z ziemią Strefy Gazy i zbrodnie wojenne, które mają tam miejsce. Niestety gorzej to wszystko wygląda w kontekście Ukrainy. Wszystko wskazuje na to, że konsekwencją wydarzeń na Bliskim Wschodzie będzie całkowite jej porzucenie przez Stany Zjednoczone. A to już dla naszej części świata perspektywa co najmniej bardzo niepokojąca.
Grzegorz Karaś, dziennikarz pcformat.pl