Co dzieje się po odejściu z tego świata z kontami użytkowników, a wraz z nimi – numerami telefonów, treściami, materiałami? Czy prawo do nich przysługuje, jak to ma miejsce z materialnymi dobrami, krewnym, czy też może staje się własnością właścicieli serwerów?
Niepozorny początek
Komisja Unii Europejskiej przyznała obywatelom wspólnoty tzw. prawo do bycia zapomnianym. Wydarzyło się to nieco ponad trzy lata temu i stanowiło zwieńczenie sprawy niejakiego Mario Costeja Gonzaleza. Hiszpan zwrócił się do rodzimego odpowiednika GIODO (Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych) w sprawie wyświetlających się w wyszukiwarce Google treści: po wpisaniu jego nazwiska ukazywały się informacje na temat licytacji jego majątku. Było to wynikiem zaległości finansowych, ale już od dawna nieaktualnych.
Organizacja państwowa nie pomogła Gonzalezowi w starciu z portalem zamieszczającym informacje (był to „La Vanguardia”), front przeniesiono wtedy w kierunku wyszukiwarki Google. Wydawałoby się, że zawzięty mężczyzna podejmuje walkę, której nie może wygrać, a tymczasem stał się prowodyrem jednej z większych rewolucji w postrzeganiu informacji zawartych w internecie oraz kształtowaniu opinii publicznej na podstawie wyników wyszukiwania.
Być zapomnianym
Trybunał Europejski orzekł, że każda internetowa wyszukiwarka jest odpowiedzialna za wyświetlane treści. Internauci mają zatem prawo nie życzyć sobie, by informacje na ich temat były w ogóle podawane, niezależnie od tego, czy znajdują się na wyszukiwanych stronach i czy znalazły się tam zgodnie, czy też niezgodnie z prawem. Można by zatem sądzić, że osoby zmarłe również mogą z takiego prawa skorzystać. Ale czy na pewno?
Jak tłumaczy Bartosz Pudo, prawnik, specjalista do spraw własności intelektualnej: –Obowiązujące przepisy dotyczące ochrony danych osobowych odnoszą się wyłącznie do danych osoby żyjącej. Oznacza to więc, że rodzina zmarłego nie będzie mogła skorzystać z tzw. „prawa do bycia zapomnianym.” Nie zmienia to jednak faktu, że część portali społecznościowych ma swych regulaminach procedury postępowania z kontami zmarłych użytkowników. Mogą być one na prośbę bliskich zmarłego zamienione w konta pamiątkowe, stanowiące wirtualny nagrobek, jak i usunięte po przedstawieniu potwierdzenia zgonu.
Internetowe nagrobki
Firmy gromadzące dane o użytkownikach w dużych ilościach – tak, mowa głównie o Google’u, Facebooku czy Twitterze – zareagowały szybko, skutecznie, a do tego pomysłowo. W 2013 roku Google stworzyło możliwość spisania e-testamentu dla osobistego konta. W ten sposób zapewnia się zawartości dysku wirtualnego oraz skrzynce pocztowej i wszelkim przyległościom odpowiednią opiekę. Osoby wskazane w testamencie mają prawo dostępu do konta po przedstawieniu aktu zgonu. Podobnie uczynił Facebook: tu konta osób zmarłych stają się kontami „in memoriam”, do których dostęp mają już jedynie znajomi. Sprawy poszły jeszcze dalej, powstała specjalna nakładka o nazwie If I Die (ang. Jeśli Umrę), która ma za zadanie udostępnić na tablicy zmarłego ostatni post. Użytkownicy mogą w nim zamieścić cokolwiek – ulubioną piosenkę, cytat, skrywaną tajemnicę. Projekt
w tej chwili już nie działa.