Rosjanie znów podejrzewani o próbę wpłynięcia na wybory w USA
Przypadek amerykańskiego polityka Berniego Sandersa pokazuje, że choć przepływ informacji jest coraz szybszy, coraz trudniej o prawdę.
Kolejny raz powraca temat ingerencji Rosjan w wybory prezydenckie w USA. Ostatnio głośno było o propozycji ułaskawienia twórcy WikiLeaks, złożonej rzekomo przez Donalda Trumpa. Juliana Assange miał zostać uwolniony w zamian za zaprzeczenie temu, że Moskwa brała udział w wycieku prywatnych e-maili, kompromitujących osoby z obozu Demokratów.
Tym razem amerykańskie media obiegły informacje dotyczące propozycji pomocy, jaką Rosja miała złożyć Berniemu Sandersowi, kandydatowi Demokratów, w związku z rozpoczynającą się kampanią wyborczą. Polityk jest obecnie liderem w sondażach Partii Demokratycznej i wydaje się, że to on wystartuje w wyborach jako główny kontrkandydat Donalda Trumpa.
Sanders przyznał, że o sprawie poinformowano go już miesiąc temu, jednak i tak nie obchodzi go wola rosyjskiego prezydenta. Zaapelował też do Moskwy, by trzymała się z daleka od wyborów. Przedstawione przez „Washington Post" doniesienia dotyczące poparcia, jakiego chce udzielić Rosja kandydatowi Demokratów, kłócą się z ostatnimi informacjami wskazującymi na wspieranie w 2016 roku obozu Republikanów.
Z drugiej strony już w 2016 roku z rosyjskich kont na Facebooku i Twitterze płynęły głosy poparcia dla Sandersa. Możliwe, że chodziło o podważenie kandydatury Hillary Clinton, która cieszyła się wtedy większym wsparciem własnego obozu.
Cała sytuacja po raz kolejny pokazuje, jak wielki wpływ mają mass media na kreowanie opinii i zacieranie prawdy. Pomimo coraz szybszego przepływu informacji, coraz trudniej o prawdę.