M ało kto sobie zdaje sprawę z faktu, że router w istocie jest niewielkim komputerem. Mało tego! To urządzenie, które pracuje na okrągło, cały czas będąc podłączonym do internetu. Tak naprawdę to nasza pierwsza linia obrony przed zakusami złych ludzi, a także szafarz transferów i cyfrowy grododzierżca, który łączy w jeden sprawny organizm wszystkie domowe urządzenia sieciowe. Jak widać, to całkiem ważna funkcja – wypadałoby więc do jej pełnienia „zatrudnić” odpowiednią konstrukcję. W tym miejscu pojawiają się jednak kwestie finansowe. Generalna zasada jest stara jak świat i w przypadku routerów bardzo wyraźna: im coś jest lepszej jakości, tym więcej kosztuje. Nie znaczy to jednak, że nie ma sensu przyglądać się tańszym konstrukcjom. Nie jest to głupi pomysł – szczególnie w przypadku, gdy mamy niewygórowane potrzeby.
Megabitowe księstwo
Myśląc o zakupie routera, powinniśmy wziąć pod uwagę kilka czynników. Pierwszy i najważniejszy to kwestia, ile tak naprawdę urządzeń chcielibyśmy do niego podłączyć i jak intensywnie je użytkować. W przypadku, gdy mamy jeden, dwa komputery i myślimy o okazjonalnym przeglądaniu sieci – rzeczywiście wystarczą najtańsze modele. Wydając kilkadziesiąt złotych, możemy kupić urządzenia, w przypadku których maksymalna teoretyczna wydajność sieci Wi-Fi wynosi 300 Mbit. Nie ma się co jednak oszukiwać: nigdy jej nie osiągniemy.
Producenci lubią się chwalić tego rodzaju osiągami – doskonale zdają sobie jednak sprawę z tego, że to tylko zabieg marketingowy, który ładnie wygląda na pudełku. W rzeczywistości bowiem router musi mierzyć się z wieloma ograniczeniami. Pierwsze i najważniejsze to odległość. Im dalej od urządzenia rozsiewającego sieć – tym większe spadki transferów. Jeśli po drodze znajdzie się do tego ściana nośna lub sufit, to bardzo często tłumienie sygnału jest na tyle mocne, że możemy zapomnieć np. o strumieniowaniu materiałów wideo. Przykładowo Netflix do oglądania swych klipów w rozdzielczości Full HD zaleca łącze o przepustowości 5 Mbit/s. Chodzi tu rzecz jasna nie tylko o liczbę na rachunku wystawianym przez dostawcę usług internetowych, ale również o ciągłą przepustowość od odbiornika do routera właśnie. Jak pokazały nasze testy, w dwupiętrowym mieszkaniu dla najtańszych routerów może to być zwyczajnie niewykonalne.
Kolejnym ograniczeniem, którego należy być świadomym, jest to, jak na nasz router działa otoczenie. Problem generalnie nie występuje, gdy mieszkamy w domu jednorodzinnym. Jeśli jednak przyszło nam żyć w bloku, to w sąsiedztwie będziemy mieć co najmniej kilka sieci bezprzewodowych, które nawzajem będą się zakłócać. Na to dużego wpływu nie mamy – możemy co najwyżej dobrać w opcjach sieci bezprzewodowych najmniej obciążony kanał lub zdać się na funkcję jego automatycznego wyboru. Pomocne w tym miejscu okażą się narzędzia diagnostyczne, które trafiają do systemów operacyjnych najtańszych nawet modeli. Im mniej obciążony dany kanał – tym mniej zakłóceń. Warto sprawdzić tę kwestię.
Przy okazji należy poruszyć temat modemorouterów w pakiecie od telewizji kablowych. Zdajemy sobie sprawę, że wiele osób z nich korzysta, ale jeśli ktoś zechce zainwestować w osobny router, to konfigurując taki zestaw, wypadałoby m.in. wyłączyć zbędne Wi-Fi w modemorouterze od dostawcy usług.
Osobnym tematem jest konfiguracja sprzętowa samego routera. Urządzenia wyposażone w porty Ethernet o przepustowości 1 Gb/s co prawda staniały, ale niskobudżetowe konstrukcje wciąż nie przekraczają 100 Mb/s. Jeśli ktoś ma szybsze łącze internetowe, to w takim przypadku router stanie się wąskim gardłem, a wszystko ponad „setkę” będzie się zwyczajnie marnować. Innymi słowy – im szybszy mamy internet, tym więcej pieniędzy musimy przeznaczyć na rozbudowę domowej sieci, by całość miała sens.