Wykorzystana tu technologia (w tym aż sześć diod) sprawia, że nawet podczas biegania działa on równie dobrze, co pasy napiersiowe. Jako przedłużenie smartfona M430 ma podobne możliwości jak opaska Fit 2: informuje o nowych powiadomieniach, wyświetlając np. kilka pierwszych wyrazów, wibruje, gdy ktoś próbuje się do nas dodzwonić. Nie da się jednak na nim zainstalować ani aplikacji, ani własnych cyferblatów. Trudno to traktować jako poważną wadę – po prostu nie do tego został stworzony.
Dokładny, ale żarłoczny
Dzięki pomiarowi tętna, modułowi GPS oraz synchronizacji z serwisem i aplikacją Polar Flow świetnie sprawdza się w roli trenera. Za jego pomocą można realizować rozbudowane plany treningowe i śledzić swoje postępy.
Co ważne, ekran z e-papieru sprawia, że w zwykłym trybie pracy (z wyłączonym GPS-em i ciągłym, ale nie tak dokładnym jak podczas treningu pomiarem tętna) wytrzyma ponad tydzień – oczywiście przez cały ten czas przekazując powiadomienia i pokazując czas. Trening w trybie dokładnym „zje” baterię w około osiem godzin, ale jeśli zmniejszy się częstotliwość próbkowania lokalizacji, energii wystarczy na dwa dni.
Oczywiście w tym czasie wszystkie dane są zapisywane w pamięci zegarka, nie trzeba więc trenować ze smartfonem. Synchronizację można przeprowadzić po powrocie do domu. Co ważne, w razie potrzeby M430 może przekazywać dane o pulsie do maszyn treningowych, współpracuje także z pasami treningowymi – choć sam jest tak dokładny, że mało kto będzie musiał skorzystać z tej opcji.
I jeszcze jedno: zegarek jest wprawdzie dość duży i pancerny, ale nie trzeba mieć dłoni drwala, by móc go nosić na co dzień bez wzbudzania sensacji, czego nie da się powiedzieć o większości konkurentów.