Od pierwszego marca obowiązuje nowa polityka prywatności Google. Musiał ją zaakceptować każdy użytkownik, pod rygorem usunięcia konta z serwisu. Najważniejszą zmianą jest rozciągnięcie jednego zestawu reguł dotyczących prywatności na wszystkie usługi Google, w tym także oprogramowanie, np. system Android.
Superbaza wiedzy o tobie
Konsekwencją tej zmiany jest także zintegrowanie bazy danych z informacjami o użytkownikach w jedną całość. W ten sposób powstała gigantyczna baza informacji o miliardach ludzi. Są w niej przechowywane także informacje o tobie. Dzięki integracji danych z różnych serwisów w jednym miejscu znajdują się hasła wpisane do wyszukiwarki, treść e-maili z Gmaila, rozmów z komunikatora, plików utworzonych w Dokumentach Google. Jeśli używasz Google+, jest tam także zapisana aktywność w tym serwisie, łącznie z całą siecią twoich kontaktów.
Te wszystkie rzeczy są spięte twoim nazwiskiem. Teoretycznie może być ono nieprawdziwe, ale Google zniechęca do anonimowości, grożąc np. skasowaniem profilu w Google+, jeśli jest sygnowany fałszywymi danymi. Jeśli dokonałeś w Google choć jednej transakcji finansowej, np. opłaciłeś
dodatkowe miejsce na zdjęcia
czy pliki, Google ma wszystkie dane osobowe potwierdzone przez bank, który wystawił ci kartę.
Jeżeli używasz telefonu z Androidem, Google ma także twój numer telefonu, informacje o operatorze, połączeniach, a także o twojej lokalizacji. Nawet jeśli nie używasz GPS-u, Google
analizuje dane ze stacji bazowych, rozpoznaje położenie na podstawie analizy adresu IP i połączeń z sieciami bezprzewodowymi, co pozwala ustalić informacje o lokalizacji z dokładnością do kilkuset metrów.
Czemu służy inwigilacja?
Google utrzymuje się z reklam wyświetlanych w jego produktach. Informacje zebrane na twój temat służą do stworzenia profilu behawioralnego, czyli do rozpoznania twoich preferencji. Dzięki tej wiedzy Google może ci wyświetlać wyselekcjonowane reklamy, dopasowane do twoich zainteresowań. A te są bardziej skuteczne, a więc Google może na nich lepiej zarobić.
Istnienie takiej bazy informacji o ludziach może budzić niepokój nie tylko u paranoików. Ci już dawno zdemaskowali Google jako przykrywkę CIA. Obrońcy prywatności w sieci boją się natomiast konsekwencji trafienia tej bazy w niepowołane ręce. Dla sieciowych kryminalistów dostęp do takich profili byłby żyłą złota. Z kolei niedemokratyczny dyktator, jakich nie brakuje na świecie, miałby wymarzone narzędzie do inwigilacji obywateli. Google przekonuje, że nie ma takiego ryzyka. Jednak trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę skuteczne kradzieże danych klientów innych renomowanych korporacji, takich jak Sony. Zresztą dokumenty, które sączy do sieci portal WikiLeaks, także miały nigdy nie ujrzeć światła dziennego.
Dlatego, zamiast liczyć na dyskrecję Google, warto samemu zacząć zarządzać informacjami, które mu przekazujemy.
W warsztacie pokazujemy, jak za pomocą narzędzi oferowanych przez Google, sprawdzić, jakie informacje na twój temat ma firma, oraz jak je skasować.
Sposoby obrony przed śledzeniem w Google
Korzystaj z innej wyszukiwarki (np. Bing), innej poczty internetowej (np. O2). Dla wszystkich serwisów, może poza YouTube, jest w sieci przynajmniej jedna alternatywa – zbierane w nich informacje o tobie będą rozproszone między niewspółpracującymi ze sobą podmiotami. Jeśli nie możesz żyć bez Google, ogranicz skalę inwigilacji, np. korzystając z serwisu bez logowania się do konta. Wówczas serwis nie będzie łączył aktywności z twoim nazwiskiem. Może co najwyżej agregować dane, wiążąc je za pomocą IP. Ale IP można zamaskować, korzystając np. z programu TOR czy CyberGhost. Serwisy Google najlepiej wyświetlać w przeglądarce w trybie incognito, bo to gwarantuje, że wszystkie szpiegowskie cookies będą skasowane po zakończeniu sesji.