Może wystarczy magnes?
Skuteczne jest zastosowanie demagnetyzera. Są to urządzenia służące do wytwarzania zmiennego pola magnetycznego. Przy odpowiednim jego natężeniu dysk można zniszczyć poprzez rozmagnesowanie. Demagnetyzery wykorzystywane są także w obróbce półfabrykatów zamocowanych na obrabiarkach w uchwytach magnetycznych, w przypadku zniszczenia dysku wymagane jest jednak dużo silniejsze oddziaływanie. O ile dyskietkę czy taśmę filmową zniszczy byle magnes, o tyle w przypadku silnie namagnetyzowanego dysku nie jest to już tak prosta sprawa.
Wszystko dlatego, że wchodzące w skład kontrolera magnesy neodymowe wytwarzają pole o natężeniu 0,5 tesli, a przyjmuje się, że gwarantujący dobry rezultat degausser powinien być obecnie przynajmniej cztery razy silniejszy. Wpływają na to głównie straty mocy związane z obudową, którą trzeba przynajmniej wstępnie rozkręcić, ale nie tylko. Niektóre firmy montują ponadto w swoich dyskach zabezpieczenia przeciwdziałające degausserom. Niszczarki wykorzystujące pole magnetyczne są zwykle wyposażone w układ odczytujący dane niszczonego nośnika, co pozwala na automatyczne sporządzanie dokumentacji. Dzięki wymiarom zbliżonym do peceta proces można przeprowadzić bezpośrednio u klienta. Są to niestety urządzenia wymagające regularnych przeglądów ze względu na szybko postępującą utratę sprawności.
O ich zastosowaniu można zapomnieć za to w przypadku dysków SSD, wykorzystujących pamięć flash. Demagnetyzer potrafi jedynie uszkodzić elektronikę takiego dysku, a zwykle nie jest to duży problem dla ekspertów od przywracania danych.
Metody termiczne
Problemu z utratą sprawności nie ma natomiast, gdy posłużymy się plazmą. Jest to zjonizowany gaz, uznawany często za odrębny stan skupienia. Składa się z elektronów, które podobnie jak w metalach tracą związek z atomem macierzystym. Dzięki temu w odróżnieniu od zwykłych gazów plazma może przewodzić prąd i gromadzić energię. Specyficzną jej cechą jest to, że ze względu na różnicę mas elektrony osiągają dużo wyższe temperatury niż masywniejsze jony dodatnie. Obecnie trwają już nawet prace nad reaktorem plazmowym, pozwalającym produkować energię poprzez reakcję zbliżoną do zachodzącej w gwiazdach fuzji. Do czasu uzyskania korzystnego bilansu energetycznego plazma jest raczej stosowana w cięciu i spalaniu.
Plazma wykorzystywana do niszczenia dysków osiąga temperatury rzędu 10 tysięcy stopni Celsjusza. To sporo więcej niż w przypadku służącego do przetopu metali pieca hutniczego. I dużo powyżej temperatury Curie, w której na skutek zmiany stanu skupienia zanikają właściwości magnetyczne substancji. Przy tak wysokiej temperaturze wszystko bardzo dokładnie się przetapia i rozkłada na proste związki chemiczne. Choć do niszczenia danych nadaje się idealnie, nie jest to metoda tania w zastosowaniu, a dodatkowo wymaga sporo przestrzeni oraz energii. Optymalne rozwiązanie zaproponowali natomiast jak dotychczas… naukowcy z Polski.
Rozpuszczanie danych
Za przełomową uznaje się obecnie technologię LiquiDATA, polegającą na rozpuszczeniu nośnika pamięci. Wywodząca się z Wrocławia technologia firmy BOSSG Data Security zyskuje na świecie coraz większe uznanie dzięki stuprocentowej gwarancji zniszczenia danych i braku negatywnego wpływu na środowisko. Eliminuje ona główną wadę wszelkich metod mechanicznych, za sprawą których nośnik zmienia się w szczątki, z których wciąż można przy wykorzystaniu skanerów pola magnetycznego odczytać zapisane informacje.
Istotą dużo tańszego procesu chemicznego jest to, by nośnik zmienił stan skupienia. Z dysku pozostaje jedynie obojętna magnetycznie ciecz, co nie daje żadnych szans na odtworzenie zniszczonych danych. W procesie wykorzystuje się określoną mieszankę kwasów, której skład z oczywistych względów pozostaje tajemnicą firmy. Metoda jest ponadto bezpieczna dla środowiska. Uzyskiwana w wyniku takiego procesu substancja przydaje się później w procesie oczyszczania ścieków, odpada więc problem z jej składowaniem.
Firma oferuje przeprowadzenie procesu zarówno w laboratorium, jak i u klienta, do którego wysyła się „mobilne centrum utylizacji danych”. Poza naczyniem na ciecz niezbędna jest jedynie przyspieszająca proces niszczarka, wstępnie zamieniająca nośnik w wióry. Z tego względu jest to również metoda relatywnie tania dla dużych firm. Wszystko wygląda podobnie do eksperymentu z lekcji chemii. Dzięki temu koszt rozpuszczenia pojedynczego nośnika zamyka się maksymalnie w kilkudziesięciu złotych.
Można by odnieść wrażenie, że LiquiDATA nie ma wad, największą jest jednak to, że nie ma na razie zastosowania w przypadku płyt czy coraz popularniejszych dysków SSD. Cały czas trwają jednak badania nad mieszanką, za pomocą której możliwe będzie rozpuszczenie poliwęglanowych krążków czy krzemowej pamięci.