Twórca standardu WWW Tim Berners Lee, oceniając na łamach brytyjskiego „Guardiana” swoje dzieło po blisko 30 latach ewolucji, bije na alarm. Jego zdaniem globalna pajęczyna traci cechy, którym zawdzięcza sukces. Wśród zagrożeń Berners Lee wymienia brak neutralności sieci, utratę kontroli nad prywatnymi informacjami użytkowników, jak również wadliwy mechanizm obiegu informacji, niszczony przez coraz powszechniejszą cenzurę oraz fake newsy rozprzestrzeniające się w sieciach społecznościowych.
Profesor marketingu Scott Galloway z Uniwersytetu Nowojorskiego wskazuje na zagrożenia płynące z dominacji Google’a, Facebooka, Apple’a i Amazona, które razem kontrolują nie tylko wyszukiwanie, komunikację i sieci społecznościowe, ale w coraz większym stopniu także platformy sprzętowe, zarówno po stronie klienta (smartfony), jak i serwera (chmury obliczeniowe). W swojej książce „The Four” Galloway dowodzi, że technologiczni giganci są nie tylko zagrożeniem dla pluralizmu w obiegu informacji, ale także dla miejsc pracy, ponieważ skutecznie eliminują biznesy takie jak media, agencje reklamowe czy sklepy, które dają zatrudnienie milionom ludzi na całym świecie.
Miejsca pracy padają także ofiarą sztucznej inteligencji. Zdaniem takich autorytetów jak fizyk Stephen Hawking czy wynalazca Elon Musk sztuczna inteligencja nie tylko odbiera zajęcie, ale wręcz zagraża ludzkości, gdyż wyposaża kontrolujące ją instytucje w bezprecedensową władzę, a w przyszłości może doprowadzić do upadku całą ludzkość. Nawet krótki przegląd najważniejszych siedmiu zagrożeń dla internetu pokazuje, że eksperci krytykujący drogę rozwoju technologii cyfrowych mają w wielu przypadkach sporo racji.
1. Likwidacja neutralności sieci
Neutralność to jedno z fundamentalnych założeń internetu. Według tej zasady wszystkie dane w internecie są traktowane tak samo, niezależnie czy pochodzą od wielkiej korporacji, czy z prywatnego serwisu. Neutralność zapewnia startupom możliwość konkurowania z olbrzymami, dzięki czemu powstają innowacyjne usługi. Termin pojawił się w 2003 roku. W kolejnej dekadzie zasada została zagwarantowana prawnie zarówno przez UE w (regulacja 2015/2120), jak też przez Federalną Komisję Łączności (FCC) w Stanach Zjednoczonych na polecenie prezydenta Obamy w 2014 roku. Niestety, ostatnio obserwujemy odwrót od tego standardu. Impuls do zmian przychodzi zza oceanu, co ma duże znaczenie, gdyż to rynek amerykański wyznacza standardy w świecie nowych technologii.
Nowy przewodniczący FCC Ajit Pai, mianowany przez prezydenta Donalda Trumpa, przygotował projekt zniesienia zasady neutralności sieci, który został przyjęty przez komisję. W ten sposób FCC przyznała operatorom telekomunikacyjnym prawo przydzielania priorytetu serwisom w zamian np. za dodatkową opłatą. Można sobie wyobrazić, że potężny dostawca wideo, np. Netflix, będzie mógł wyświetlać seriale w lepszej jakości, podczas gdy mniejszy konkurent będzie zmagał się z niższą przepustowością. Oczywiście operator będzie mógł uprzywilejować własne serwisy multimedialne albo eliminować niechciane usługi, które mocno obciążają łącza, takie jak sieć BitTorrent.
Zmiana regulacji nie oznacza automatycznej likwidacji równego dostępu do łącz. Duże znaczenie będzie miała postawa największych firm internetowych, np. Google’a, Amazona czy Facebooka, które sprzeciwiały się zniesieniu neutralności sieci. Jeśli jednak giganci zdecydują się skorzystać z płatnego uprzywilejowania transferu, z pewnością odbije się to na mniej zasobnej konkurencji. A od tego już krok do przekształcenia globalnej sieci w kablówkę, której operator decyduje o tym, z czego możemy korzystać na naszych urządzeniach.
2. Cenzura Internetu
Internet w założeniu twórców miał być przestrzenią nieskrępowanej wymiany informacji. To już od dawna jest fikcją. Według raportu think tanku Freedom House aż 36 proc. spośród 65 przebadanych państw, w których mieszka 9 na 10 użytkowników sieci, ściśle cenzuruje internet oraz ogranicza swobodę wypowiedzi z powodów politycznych. Freedom House ocenia, że wolność sieci na świecie jest w odwrocie siódmy rok z rzędu. Trendy wyznacza kraj znajdujący się na czele rankingu. Chiny uzyskały aż 88 punktów na 100, co oznacza, że ograniczają wolność w internecie niemal we wszelki możliwy sposób przewidziany przez autorów.
Państwo Środka już w latach 90. odgrodziło się od światowego internetu systemem filtrowania treści, który został ochrzczony mianem Wielkiego Chińskiego Firewalla. Zapora blokuje dostęp do większości popularnych serwisów takich jak Facebook, Twitter, Google Search czy YouTube, które w Chinach są postrzegane jako roznosiciele wywrotowych idei. Aby uniemożliwić omijanie cenzury, w 2017 roku zakazane zostały wszystkie zachodnie usługi VPN. Obecnie na celowniku władz są szyfrowane komunikatory takie jak WhatsApp. Zamiast niego Chińczycy promują WeChat, z którego korzysta już blisko miliard ludzi. Aplikacja, która działa na gruncie lokalnego prawa, gromadzi logi z aktywnością użytkowników, prawdopodobnie umożliwiając władzom kontrolę rozmów.
Restrykcyjną politykę prowadzą też władze Etiopii. Media społecznościowe są tam blokowane w czasie antyrządowych protestów, a uczestnicy, którzy udostępniają relacje w sieci – prześladowani. W Rosji, która najszybciej zaostrza cenzurę w sieci (straciła status kraju częściowo wolnego w 2015 roku), choć zachodnie serwisy nie są blokowane, władze zakazały stosowania prywatnych sieci VPN. Promowane są lokalne serwisy takie jak wyszukiwarka Yandex czy serwis społecznościowy VKontakte, na które łatwiej wywierać nacisk np. w celu usuwania niepożądanych treści. Unia Europejska jak dotąd pozostaje oazą relatywnej wolności wypowiedzi z niewielkimi ograniczeniami, np. zakazem propagowania faszyzmu w Niemczech. Pytanie tylko, jak długo tak zostanie, biorąc pod uwagę narastającą falę autorytaryzmu politycznego oraz silne napięcia w relacjach międzynarodowych, co jest w szczególności udziałem krajów naszego regionu.