6. Dominacja Facebooka i Google’a
Internet podbił świat dzięki zdecentralizowanej usłudze WWW, w której zainteresowanie rozkładało się na tysiące popularnych witryn informacyjnych i aplikacji internetowych. Dzisiaj ponad 70 proc. ruchu sieciowego jest przyciągane przez dwa serwisy: Google’a i Facebooka, które de facto kontrolują obieg informacji. W Polsce korzysta z nich odpowiednio 27 i 23 mln internautów. Obydwa ekosystemy nie są już nawet częścią WWW. Biorąc pod uwagę, że obydwie firmy dysponują własną siecią szkieletową, internet tylko pośredniczy w dostępie ich własnej platformy, która nie jest w sensie technologicznym częścią światowej pajęczyny, np. pod względem wykorzystywanych protokołów (np. HTTP, DNS).
W przeciwieństwie do sieci WWW dane na Facebooku nie są publicznie dostępne, w związku z tym inne usługi, jak wyszukiwarki czy agregatory treści, mogą dostać się tylko do nielicznych elementów, np. nazwy profilu. Zasobów z Facebooka nie można też osadzać np. na blogu czy stronie WWW, ponieważ nie wspiera on standardowych adresów URL. W przypadku Google’a polityka jest mniej restrykcyjna, np. filmy z YouTube’a czy zdjęcia z Google Photos można udostępniać w otwartej sieci, ale czy tak będzie w przyszłości, zależy wyłącznie od polityki firmy.
Ze względu na zasięg obydwie korporacje niemal zmonopolizowały w skali globalnej reklamę, przejmując dużą część budżetów marketingowych. To z kolei osłabia nie tylko tradycyjne media, które zostały pozbawione źródeł dochodu oraz kanałów dystrybucji treści (ludzie szukają newsów na Facebooku), ale także szkodzi niezależnym serwisom internetowym. W wielu krajach marki wielkich korporacji stały się synonimami internetu – aż 65 proc. Nigeryjczyków i 58 proc. mieszkańców Indii uważa, że Facebook to internet. Trend wzmacniają sponsorowane plany mobilne, jak Facebook Zero, które oferują darmowy dostęp do sieci społecznościowej. Jeśli trend monopolizacji utrzyma się, wolny i otwarty internet stanie się zabawką dla grupki technologicznych hobbystów.
Kto wie, czy nie największym wyzwaniem dla cyfrowego świata nie będzie rozwój sztucznej inteligencji. Jest to obecnie najbardziej intensywnie rozwijana technologia na świecie. Według Bank of America wartość badań nad uczącymi się algorytmami wyniesie aż 70 mld dolarów w 2020 roku. Efekty rozwoju już są widoczne. SI opracowana przez firmę DeepMind wspiera Tłumacza Google, który wydatnie poprawił jakość działania w przypadku trudnych języków, takich jak polski. O skuteczności technologii można przekonać się, choćby przeszukując własną kolekcję w serwisie Google Photos. Po wpisaniu nazwy motywu lub osoby sztuczna inteligencja odnajdzie właściwe zdjęcia, mimo że nie zostały wcześniej otagowane.
Niestety, algorytm uczy się skutecznie tylko wtedy, gdy dane, które mu dostarczamy, są poprawne. Próba wyedukowania SI na treściach z sieci, zakończyła się spektakularną porażką. Chatbot Tay Microsoftu po kilkunastu godzinach nauczył się mowy nienawiści i trzeba było go zresetować. Podobne problemy mogą wystąpić, gdy błędnie wyszkoli się narzędzia do diagnostyki medycznej, tyle że skutki błędu mogą być zabójcze dla pacjentów.
Nawet jeśli apokaliptyczne przepowiednie Elona Muska o robotach, które przerastają inteligencją swoich twórców, a następnie ich eksterminują, nie sprawdzą się, to wyzwanie ze strony sztucznej inteligencji może sprawić, że większość ludzi na świecie będzie zagrożona ryzykiem utraty zajęcia na rzecz maszyny, która będzie skuteczniejsza i tańsza.