Otwarte, czyli jakie?
„Otwarte dane to informacje, do których każdy może mieć dostęp, każdy może z nich korzystać i udostępniać dalej. Tak po prostu.” – tak Open Data Institute (ODI) definiuje pojęcie open data. Danymi otwartymi mogą być materiały inne niż tekstowe, np. mapy, genomy, konektomy (mapy sieci połączeń neuronalnych), związki chemiczne, formuły matematyczne, dane dotyczące medycyny, bioróżnorodności i bionauki.
Dane na pięć (gwiazdek)
Opracowana przez Bernersa-Lee pięciostopniowa skala otwartości danych – 5-Star Open Data – którą posługuje się większość światowych instytucji uwalniających informacje, opiera się na założeniu, że kluczowym czynnikiem rzutującym na otwartość danych nie jest źródło ich pochodzenia (mogą to być informacje publiczne lub firmowe), ale format. Najbardziej cenionym sposobem publikacji informacji, przesądzającym o ich użyteczności, jest format otwartego interfejsu programistycznego aplikacji (API). Dzięki niemu dane mogą być odczytane maszynowo i stają się gotowymi cegiełkami, z których programiści budują aplikacje. Na jedną gwiazdkę w tej skali zasłużył zamknięty format PDF.
Kto za tym stoi
Tim Berners-Lee (na zdjęciu), ojciec WWW, to kluczowa postać stojąca za Open Data Institute, brytyjską organizacją zajmującą się promowaniem otwartych standardów danych. Razem z Bernersem-Lee ODI zarządzają: Nigel Shadbolt, naukowiec zajmujący się sztuczną inteligencją, oraz Martha Lane Fox, członek zarządu Twittera i współzałożycielka Lastminute.com.
Oko otwarte na problemy
Otwarte dane są nie tylko smacznym kąskiem dla biznesu, ale też mają moc rozwijania wartościowych projektów społecznych. Dzięki nim powstają cyfrowe narzędzia, które reagują na konkretne problemy i codzienne bolączki. Tak było z fińskim start-upem, twórcą popularnej w wielu krajach aplikacji BlindSquare, która pozwoliła (w dosłownym tego słowa znaczeniu) otworzyć oczy na problemy osób niewidzących żyjących w metropoliach. Narzędzie to, korzystając z systemu nadajników sygnału Bluetooth (beaconów), nawiguje niewidomych i pomaga im poruszać się po mieście.
Sukces BlindSquare wskazuje na jeszcze jeden walor open data – jest to narzędzie na wskroś demokratyczne. Jednakowy dostęp do danych zrównuje bowiem wszystkich – taką samą szansę na ciekawy projekt mają korporacje, jak i start-upy. Liczy się pomysł i bystre oko, które dostrzeże ludzkie potrzeby i rozwiązania powszechnych problemów. Stąd właśnie bierze się fenomen popularności aplikacji komunikacyjnych, które po prostu pozwalają łatwiej przetrwać w miejskiej dżungli. Na tym mechanizmie opiera się sukces Jakdojadę, jednej z najbardziej rozpoznawalnych polskich aplikacji, umożliwiającej zaplanowanie podróży transportem miejskim, czy niesłabnące zainteresowanie usługą Fasteroute, która – dzięki dostępowi do danych o działaniu sieci kolejowej w Wielkiej Brytanii – pozwala sprawdzić średni czas opóźnień konkretnego składu pociągu na przestrzeni dni, tygodni oraz miesięcy i wybrać połączenie najmniej narażone na opóźnienia (zdjęcie obok po lewej).
Jazda na hamulcu
Choć przedsięwzięcia spod znaku open data wyrastają w Europie jak grzyby po deszczu, w naszym kraju do tematu otwartych danych wciąż podchodzimy z rezerwą. Przez długi czas proces uwalniania informacji był hamowany przez brak odpowiednich regulacji, które określałyby jego zasady. Wreszcie jednak dwa lata temu pojawiła się długo oczekiwana ustawa o ponownym wykorzystywaniu informacji sektora publicznego (tzw. ustawa o re-use), która określiła zasady publikacji i wykorzystania danych (również do celów komercyjnych). Mimo korzystnych regulacji prawnych w temacie open data jesteśmy wciąż w peletonie, a o tym, jak wiele mamy do nadrobienia, świadczy choćby ilość informacji na polskim rządowym portalu otwartych danych: 899 zbiorów. Dla porównania siostrzana platforma Data.gov.uk, skupiająca informacje ze wszystkich departamentów brytyjskiego rządu i wielu instytucji publicznych, udostępnia ok. 40 tysięcy zbiorów danych.