Wiatr!
To właśnie elektrownie wiatrowe dostarczają lwią część energii ze źródeł odnawialnych, którą kupują Google, Amazon i Microsoft na użytek swojego działania. Dzisiejsze, komputerowo projektowane wiatraki mają mało wspólnego z machinami, które sprzężali z generatorami XIX-wieczni farmerzy. Liczbę łopat wirnika ograniczono do trzech, jednocześnie zwiększając rozmiary i wytrzymałość, a więc i sprawność urządzenia. Największy na świecie Enercon E-138 otrzymał wirnik o średnicy 138 metrów. W uzbrojonym w silne magnesy dynamie nie ma zębatek – zmniejsza to ryzyko awarii, a wirnik nie musi obracać się ze stałą prędkością, co pozwala maksymalizować produkcję energii niezależnie od pogody. Urządzenie samo ustawia optymalny do kierunku powiewów kąt nachylenia łopat. Współczesne wieże wiatraków są też do pewnego stopnia elastyczne, a łopaty wykonuje się np. z włókna szklanego.
Gigant Enerconu ma moc 4,2 megawata – i warto pamiętać, że częstą formą montowania wiatraków są tzw. farmy wiatrowe, czyli zespoły dziesiątek urządzeń rozmieszczonych na płaskim terenie, na którym mocno wieje. Jeszcze lepszym – ale droższym – miejscem montażu farm wiatrowych jest morze. Oprócz silniejszych wiatrów zaletą instalacji na wodzie jest odległość od ludzkich osiedli – istnieje m.in. zespół turbiny wiatrowej, czyli dolegliwości wywoływane przez dźwięki niskiej częstotliwości emitowane przez pracujące łopaty. Dowody na szkodliwe działanie wiatraków są wprawdzie dyskusyjne, ale sprzeciw lokalnych społeczności bywa duży.
Wibracje szkodzą i samym turbinom – nasilenie drgań zagrażających wirnikowi i dynamu jest jednym z najważniejszych wskaźników monitorowanych przez podpinane do wiatraków urządzenia miernicze. Same turbiny często nie są podłączone do sieci, jednak można w nich zainstalować specjalne bramki takie jak Netbiter Argos. Te łączą się z platformą chmurową, w obszarach bez dostępu do szybszej sieci wykorzystując też np. GSM. Dostęp do szyfrowanych danych z farmy wiatrowej można uzyskać przez sieć, z poziomu platformy da się też zdalnie skalibrować turbinę.
Niechęć do wiatraków widać i w Polsce. Dziś minimalna dozwolona odległość wiatraka od budynku mieszkalnego (dziesięciokrotność wysokości urządzenia) wyklucza budowę większych, bardziej wydajnych maszyn. Z aktualnej „Polityki energetycznej Polski do 2040 roku” wynika zresztą, że niemal wszystkie istniejące turbiny naziemne znikną do 2035 roku – ma to być skutek „istniejących zobowiązań politycznych” aktualnych władz. Za dwadzieścia jeden lat mają natomiast funkcjonować wiatraki morskie, generujące ponad połowę prądu z odnawialnych źródeł energii. To dużo, bo z dokumentu wynika, że w 2040 roku OZE będą stanowić jedną trzecią źródeł polskiego prądu. Elektrownie jądrowe zapewnią przy tym aż 18 proc. krajowej produkcji. Trzymamy kciuki!
Słońce na dachu
W naszym kraju Project Sunroof jeszcze nie działa, ale np. Amerykanie mogą użyć opracowanych przez Google map, by sprawdzić nasłonecznienie dachu swojego domu oraz potencjalne oszczędności wynikające z instalacji paneli słonecznych. Jeśli chcecie sprawdzić, czy wujek Janusz z Ameryki powinien zainteresować się fotowoltaiką, wejdźcie na www.google.com/get/sunroof.