Z tradycyjnymi odbiornikami kineskopowymi pożegnaliśmy się już ponad 10 lat temu, urządzeń plazmowych się nie sprzedaje, a LCD zyskały nowych konkurentów: telewizory z ekranami wykonanymi w technologiach OLED, z kropkami kwantowymi i microLED. Poza tym pojawiła się zupełnie nowa rzecz: obsługa HDR (ang. high dynamic range), czyli obrazów o dużej rozpiętości tonalnej.
Zakup konkretnego modelu telewizora będzie więc pochodną wyboru technologii wykonania matrycy, obsługi HDR oraz rozmiaru przekątnej. Czysto eksploatacyjne parametry (np. liczba złączy HDMI i USB, obecność karty Wi-Fi, obsługa funkcji DLNA czy PiP) to ważna rzecz, ale prosta do oceny i zerojedynkowa przy podejmowaniu decyzji. Należy tu zwyczajnie być uważnym, żeby nie przeoczyć jakiegoś detalu (np. wiele telewizorów nie ma wyjścia słuchawkowego).
Pierwszy gwizdek
Technologia wykonania ekranu to jedno, ale musimy zdecydować o rozdzielczości panelu: czy zostajemy przy Full HD, czy wolimy Ultra HD. Jeśli finanse i przestrzeń w mieszkaniu nie stawiają ograniczeń, to za drugą możliwością przemawia np. to, że mecze tegorocznego mundialu będą produkowane w 4K z HDR. Dysponująca prawami telewizyjnymi do mistrzostw TVP nie pokaże jednak tych spotkań w tej jakości i zostanie szukanie nadawców satelitarnych. Kolejne argumenty za zakupem modelu 4K: niektóre serwisy streamingowe mają treści w tej rozdzielczości, można kupić płyty Blu-ray UHD, a w przyszłości część programów telewizyjnych będzie nadawanych w 4K. Nie można też pominąć faktu, że telewizory z ekranami Full HD z HDR to margines oferty.
Jest też techniczny aspekt, na który trzeba zwrócić uwagę. Część klasycznych wyświetlaczy LCD 4K to matryce RGBW, które oprócz subpikseli czerwonych, zielonych i niebieskich mają też białe. W rezultacie otrzymujemy panele, które nie mają 3840 pikseli RGB w poziomie i będą wyświetlały gorszy obraz niż ich „pełnowymiarowi” konkurenci.
Na pewno LED, ale jaki?
Wszystkie stosowane dziś technologie produkcji ekranów mają w nazwie LED. Ta najbardziej rozpowszechniona – LCD LED, czyli w skrócie właśnie LED – ma nazwę odnoszącą się do tego, że do podświetlenia panelu użyto diod LED, a nie lamp katodowych (świetlówek). Technicznie może to być zrealizowane na różne sposoby (krawędziowo i matrycowo), co skutkuje np. możliwością lokalnego wygaszenia części obrazu i tym samym poprawą jego jakości. Nie zmienia to jednak wad tej taniej technologii: przede wszystkim nie najlepszej czerni (najwyższe modele też mają z tym problem), stosunkowo niskiego kontrastu i nierównomierności podświetlenia.
Szukano więc sposobu na inną konstrukcję wyświetlacza. Jedną z nich jest QLED, czyli Quantum LED. Pierwsze słowo tej nazwy oznacza kwant, bo wykorzystywana jest technologia kropek kwantowych. QLED nie jest remedium na wypisane wyżej wady, ale wyraźnie poprawia odwzorowanie kolorów. Zasada działania tych wyświetlaczy polega na tym, że kropki kwantowe (mikroskopijnych rozmiarów cząsteczki) umieszcza się między warstwą podświetlającą matrycy a filtrami kolorów. Światło po przejściu przez nie jest po prostu czystsze – praktycznie jest to czysta czerwień, zieleń i niebieski. Jakość odwzorowywanych barw, stabilność w czasie, powtarzalność w produkcji i względna łatwość stosowania niezależnie od rodzaju podświetlenia – te cechy stanowią o sile konstrukcji QLED.