To bez wątpienia będzie ciekawy rok dla ludzi, którzy chcą wymienić lub kupić układ graficzny. Takiego ruchu na rynku nie było od bardzo długiego czasu. Co prawda premiera nowych kart Nvidii miała miejsce już wcześniej, jesienią jednak pojawiły się modele najmocniejsze i przeznaczone dla naprawdę majętnych entuzjastów. Osoby, które poszukują GPU w bardziej przystępnej cenie, ruszają do sklepów dopiero teraz.
Nowe technologie i ich brak
Jak to zwykle bywa, decydując się na zakup, do wyboru mamy nowości oraz wciąż obecne na rynku, starsze urządzenia poprzedniej generacji. Na początku omówmy tę pierwszą grupę. Najtańszą kartą Nvidii z nowej, głównej i głośnej ostatnimi czasy serii układów RTX jest model oznaczony liczbą 2060. To najsłabsze – przynajmniej póki co – urządzenie, które pozwala korzystać z technologii wdrożonych przez Nvidię właśnie przy okazji premiery kart graficznych z rodziny 20x0. Mowa tu oczywiście o ray tracingu i wygładzaniu krawędzi DLSS.
To nowatorskie pomysły na renderowanie grafiki. Pierwszy wykorzystuje technikę śledzenia padania wirtualnych promieni światła oświetlających daną scenę, dzięki czemu możliwe jest np. odwzorowanie w czasie rzeczywistym realistycznych refleksów świetlnych na chromowanych powierzchniach lub odbić w kałużach. Odbywa się to jednak kosztem dużych nakładów mocy obliczeniowej. Wspomniane wygładzanie krawędzi pozwala z kolei uzyskać świetnie wyglądający obraz i większą liczbę klatek animacji na sekundę w porównaniu z tradycyjnymi technikami wygładzania – haczyk jednak jest taki, że żeby skorzystać z tej funkcji podczas zabawy, wcześniej producenci danej gry muszą dostarczyć Nvidii pliki gry, by asystująca podczas procesu sztuczna inteligencja Nvidii „nauczyła się” danej gry i potem przyspieszała proces wygładzania już na komputerze gracza.
Wszystko to sprawia, że technologie, choć obiecujące, póki co w pełni zostały wykorzystane jedynie w przypadku dwóch tytułów: Battlefielda V i Metro Exodus. W tym momencie nie wygląda to więc rewelacyjnie i trudno wyrokować, jak będzie wyglądała przyszłość i zastosowanie tych technologii w nadchodzących grach. Jeśli jednak mimo początkowych problemów zostaną pozytywnie przyjęte przez twórców gier – mogą dać kartom Nvidii przewagę. Szczególnie obiecująco wygląda tu DLSS, którego zastosowanie przynosi wzrost wydajności – a przecież właśnie ten aspekt jest w przypadku kart graficznych najważniejszy.
Niestety Nvidia potwierdziła, że z DLSS nie skorzystają żadne karty oprócz tych z rodziny Turing. Oznacza to, że z tego wciąż raczej potencjalnie rewolucyjnego wygładzania nie skorzystają również starsze i oparte na architekturze Pascal układy z oznaczeniem GTX 10X0. Jeszcze większym zawodem jest fakt, że wspomniane technologie nie zostaną wykorzystane również w przypadku układów, którymi Nvidia próbuje zdominować segment średni. Wypuszczone niedawno dwie interesujące dla szerszego grona odbiorców karty, GTX 1660 Ti oraz GTX 1660, z całą pewnością zaliczają się do Turingów – ich budowa wewnętrzna jednak sprawia, że zarówno ray tracing, jak i DLSS są nieobsługiwane. Obydwa chipy zostały przez producenta po prostu pozbawione rdzeni Tensor i RT, które odpowiadały za obsługę rozwiązań.
Pocieszający kompromis
Pojawiło się jednak światełko w tunelu: podczas konferencji GDC 2019 Nvidia zapowiedziała, że udostępni sterowniki pozwalające skorzystać z ray tracingu również na kartach z rodziny GTX. Mowa tu o wspomnianych wcześniej 1660 i 1660 Ti, ale i również – co jest większą niespodzianką – układach z rodziny Pascal od modelu GTX 1060 do Titan XP. Innymi słowy cała średnia i wysoka półka poprzedniej generacji „zielonych” będzie w stanie korzystać z technologii śledzenia wirtualnych promieni światła – a to wciąż karty, które w większości przypadków możemy dalej znaleźć w sklepach i brać pod uwagę jako alternatywę dla najnowszych układów. Oczywiście o wydajności w renderowaniu grafiki z użyciem tej technologii póki co nikt nie mówi – kwestię tę zweryfikują testy, śmiało jednak można założyć, że ta będzie znacznie niższa niż w przypadku kart z rodziny 20X0, choćby ze względu na brak wyspecjalizowanych rdzeni odpowiedzialnych za obsługę technologii.
Z drugiej jednak strony może przy okazji szykuje się optymalizacja? Firma Crytek, twórca wciąż niesamowitego, choć – jak przyznają twórcy gier – trudnego w obsłudze silnika graficznego CryEngine, przed Game Developers Conference 2019 pokazała, że wydajny ray tracing jest możliwy nie tylko na kartach Nvidii, które pozbawione są rdzeni RT, ale i również… z użyciem układów konkurencji. Metoda Cryteku jest więc bardziej uniwersalna – pytanie tylko, czy się przebije.