Czerwona konkurencja
Oczywiście prócz starszych układów Nvidii do wyboru w średnim segmencie układów GPU mamy Radeony. Tyle tylko, że ich wybór nie wygląda imponująco. Największą nowością jest karta Radeon RX 590, która pojawiła się na rynku jako trzecia już próba odświeżenia architektury Polaris. W momencie swojej premiery była ciekawym pod względem stosunku ceny do wydajności urządzeniem – od tego czasu jednak sporo się zmieniło.
Mamy i starsze modele „pięćsetek”, które wciąż mogą być interesującą alternatywą dla konkurencyjnych, słabszych układów Nvidii. Wszystkie te karty udało się nam zgromadzić na potrzeby przeprowadzenia testu. To sprzęt różnych producentów – w istocie jednak zestawienie, które powstało, pozwala spojrzeć na kwestię wydajności różnych modeli w sposób przekrojowy. I wybrać kartę, która najlepiej będzie pasować tak do naszych potrzeb, jak i portfela.
Procedura testowa
Karty przetestowano przy użyciu najnowszych sterowników i ostatniej wersji systemu operacyjnego Windows 10. Tam, gdzie było to możliwe, używaliśmy wbudowanych w gry benchmarków, w pozostałych przypadkach wyniki uzyskano, mierząc programem Action! średnią liczbę klatek w tych samych scenach przez identyczny czas. Wyniki zostały uzupełnione wskazaniami trzech benchmarków 3DMark. Dodatkowo pomiary uzupełniliśmy wskazaniami watomierza, który podawał moc pobieraną przez cały zestaw komputerowy. Odczyt temperatury karty przeprowadziliśmy, posiłkując się programem HWiFNO.
Podsumowanie
Łącznie przetestowaliśmy 12 kart graficznych z dwóch ostatnich generacji. Zakres cenowy urządzeń był naprawdę spory, gdyż najtańsza karta kosztowała 350 zł, z kolei najdroższy układ – prawie 1700 zł. Rezultaty testu pozwoliły spojrzeć przekrojowo na to, jak obecnie wygląda sytuacja na rynku GPU.
Nowe przyszło
Nie da się ukryć, że pojawienie się układów Nvidii oznaczonych liczbami 2060 i 1660 było tym, na co czekali wszyscy entuzjaści pecetów. W końcu to nie absurdalnie drogie modele flagowe nadają danej generacji rytm, a właśnie te trochę mniej wydajne i zarazem zauważalnie tańsze układy. Słowem – średnia półka. W teorii to właśnie tego rodzaju układy są najciekawszymi urządzeniami każdej generacji, oferując optymalny stosunek ceny do wydajności. W naszych testach udało się tę tezę potwierdzić.
Wbrew niepochlebnym opiniom, które mnożyły się przed premierą, zarówno GTX 1660, jak i jego mocniejsza edycja Ti to produkty
bardzo udane. Popatrzmy najpierw na ten tańszy. W zależności od testu mniej lub bardziej zostawia on w tyle GTX-a 1060 w wersji z 6 GB pamięci. Różnica między wymienionymi kartami wynosi od kilku do kilkunastu procent, a niekiedy nawet więcej na korzyść nowej karty graficznej Nvidii. A to wszystko przy zachowaniu bardzo zbliżonej ceny! W liczbach bezwzględnych wygląda to jeszcze lepiej. Mając GTX-a 1660 na pokładzie, będziemy mogli grać w rozdzielczości Full HD w większość współczesnych gier na maksymalnych detalach wyświetlanej grafiki i z wydajnością przewyższającą w wielu wypadkach 60 kl./s. Niechlubnym wyjątkiem jest Metro Exodus – tu trzeba niestety pójść na kompromisy, gdyż średnia wydajność 22 kl./s nie jest tym, co ucieszyłoby fanów dynamicznych strzelanek.
Nieco lepiej radzi sobie model 1660 Ti. Od wolniejszej wersji różni się przede wszystkim konfiguracją chipa i zastosowaniem szybszych pamięci GDDR6. Przekłada się to oczywiście na wyższą wydajność. Niestety w Metro Exodus dalej trzeba ciąć jakość wyświetlanej grafiki, bo średnia wydajność na poziomie 25 kl./s w praktyce nie robi zbytniej różnicy. W przypadku mniej wymagających gier strefa komfortu i przyrost mocy wzrasta już w sposób zdecydowanie bardziej zauważalny. Za tę przyjemność trzeba jednak dopłacić niemal 1/3 ceny „gołego” GTX-a 1660 – co sprawia, że karta z Ti w nazwie jest już mniej opłacalna. Wciąż jednak utrzymuje się w czołówce.