Pochodząca z Japonii marka podbiła serca nastolatków na całym świecie już dwie dekady temu, za sprawą Pokémon Red i Blue, gier na GameBoya. Rok później ruszyła emisja serialu anime o świecie, w którym ludzie koegzystują z poddającymi się tresurze, przywiązującymi się do właścicieli istotami – w 2000 roku trafił on również do Polski. Dorastający w tamtych latach powinni pamiętać m.in. manię „tazosów” – dodawanych do czipsów plastikowych krążków z pokémonami, kolekcjonowanych i służących do gry niemal hazardowej.
Z czasem fascynacja przygasła, ale pokémony dalej miały się świetnie nie tylko w ojczyźnie. Pojawiają się nowe sezony serialu i filmy, powstają kolejne gry (ostatnie odsłony głównie na 3DS-a), a same stworki zbliżają się do siódmego „pokolenia”. Pokémon GO tylko im pomaga.
O co chodzi?
Gra toczy się w rozszerzonej rzeczywistości – światem Pokémon GO jest cała Ziemia z nałożonymi na mapę teksturami, a dzięki modułowi GPS awatar porusza się wraz z użytkownikiem. Po zalogowaniu się widać nie tylko rzeczywisty układ otaczających ulic, terenów zielonych i zbiorników wodnych, ale także charakterystyczne punkty – szkoły, pomniki czy kościoły. Mają one postać tzw. pokéstopów – miejsc, których odwiedzenie jest nagradzane zestawem przedmiotów, np. dodatkowymi pokéballami, lub aren, o które walczą trzy frakcje. Swą „przynależność partyjną” gracz określa na piątym poziomie doświadczenia – wcześniej musi spędzić trochę czasu, drepcząc po okolicy i łapiąc pokémony.
Te pojawiają się w przypadkowych miejscach – gracz widzi listę pobliskich stworków wraz z przybliżoną odległością. Gdy zbliży się dostatecznie, na mapie obok awatara pojawia się dany okaz. Po jego kliknięciu na ekranie wyświetla się obraz z kamery, a tam – na chodniku czy dachu samochodu – wierci się pokémon. By go złapać, pozostaje cisnąć pokéballem, trafiając w wyświetlany okrąg. Rzadsze bestie mogą odbić pokéballa lub z niego uciec, co wymusza ponowienie próby.
Z czasem gracz gromadzi surowce pozwalające poddać pokémona ewolucji – Bulbasaur zmienia się w Ivysaura, a ten – w Venusaura. Zgromadziwszy arsenał pokémonów różnego typu (bo ognisty Charmander nie radzi sobie z polewającym go wodą Squirtle’em), można myśleć o przejęciu dla swojej frakcji wrogiej areny. Jeśli gracz zdoła pokonać strzegące ją pokémony, sam zostawi podopiecznego na straży, a to da mu szansę zdobyć środki na zakup materiałów ze sklepu premium. Są wśród nich np. wabiki, które ku uciesze okolicznych trenerów przyciągają pokémony do wskazanego miejsca.
Jaki telefon?
Złośliwi mówią, że osoby krytykujące Pokémon GO to posiadacze Lumii – gra działa tylko na smartfonach z Androidem 4.4 oraz iOS-em 8.0 lub nowszych. Bawić nie pozwolą się też urządzenia z procesorami o architekturze innej niż ARM, np. tablet z Atomem. Z kolei bez żyroskopu, którego brakuje w tańszych telefonach, grać się da, ale uniemożliwi to zobaczenie pokémonów w rzeczywistym świecie, zmuszając do włączenia sztucznego tła. Nie będzie też działać oszczędzanie baterii, bo gra nie wykryje, że smartfon został obrócony ku dołowi i nie wygasi ekranu. Może to być problem, bo tytuł pożera baterię w zastraszającym tempie. Lepiej jest z transferem danych – średnio gra „zjada” tylko 10 MB na godzinę.