Co dalej ze statkiem kosmicznym Boeinga? NASA zastanawia się nad przyszłością Starlinera
Calamity Capsule Boeinga, powszechniej znane jako CST-100 Starliner, bądź też po prostu Starliner, zaliczyło pokaźną wpadkę w ubiegłym roku, kiedy to statek doznał awarii i nie był w stanie dostarczyć astronautów z powrotem na Ziemię.
W ubiegłym roku tytułowy Starliner dostarczył na Międzynarodową Stację Kosmiczną dwójkę astronautów: Butcha Wilmore'a i Suni Williams. Mimo że naukowcy mieli spędzić na ISS zaledwie 8 dni, w wyniku problemów ze statkiem kosmicznym Boeinga ich pobyt został przedłużony o nieokreślony czas. Podjęto decyzję o tym, że, ze względów bezpieczeństwa, pojazd powróci na Ziemię pusty, zaś Wilmore i Williams zabiorą się przy okazji z jedną z kolejnych misji. "Kosmicznym rozbitkom" udało się wreszcie ponownie znaleźć na rodzimej planecie, niemniej kwestia felernego statku wciąż pozostaje nierozwiązana.
Co dalej ze Starlinerem?
Wedle słów Steve'a Sticha, kierownika komercyjnego programu załogowego NASA, Boeing oraz jego nowy CEO w postaci Kelly Ortberg nie spisują Starlinera na straty. Te zaś jednak korporacja poniosła znaczące, jako że prace nad statkiem i eliminowanie trapiących go bolączek wyssały z firmowych kont bankowych pokaźne ilości gotówki. Wedle danych za luty bieżącego roku, Boeing stracił już przeszło 2 miliardy dolarów i, co więcej, końca wydatków nie widać.
Wnioski płynące z udostępnionych przez Boeinga informacji (a raczej ich braku) zdają się sugerować, że Starship wciąż jest niezdolny do odbycia kolejnego lotu. Jeśli wierzyć wspomnianemu w poprzednim akapicie Stitchowi, kolejne poważne testy Starlinera zostaną przeprowadzone jeszcze latem, niemniej wciąż jest za wcześnie na planowanie powrotu statku do akcji.
Nie wiadomo również, czy NASA zdecyduje się bezgranicznie zaufać Boeingowi i wysłać od razu Calamity Capsule na kolejną misję załogową, czy też będzie wymagało przeprowadzenia kilku lotów bezzałogowych, aby upewnić się, że nie dojdzie do powtórki sytuacji, jaka miała miejsce z udziałem Williams i Wilmore'a.
Należy przy tym podkreślić, że Narodowa Agencja Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej Stanów Zjednoczonych żywi ogromną nadzieję na to, że Boeingowi uda się wrócić do gry. W przeciwnym wypadku jedynym kontrahentem agencji z sektora przedsiębiorstw prywatnych pozostanie SpaceX Elona Muska – a, jak dobrze wiemy, brak konkurencji nie sprzyja rozwojowi.
Kolejnym problemem, prócz tych związanych bezpośrednio ze statkiem kosmicznym, może być znalezienie dla niego wolnego terminu lotu. Biorąc pod uwagę, że większość dat została już zaklepana, a żywot Międzynarodowej Stacji Kosmicznej pomału zbliża się ku końcowi, inżynierowie Boeinga muszą wycisnąć z siebie siódme poty, aby zdążyć udowodnić, że ich twór jest w stanie konkurować z rakietami z fabryk SpaceX.
Starliner nie może się przy tym pochwalić przeszłością wypełnioną sukcesami, jako że już pierwsze testy rzeczonego statku kosmicznego pozostawiały wiele do życzenia. Lot bezzałogowy z 2019 r. okazał się fiaskiem ze względu na problemy z wadliwym licznikiem czasu misji, niemniej rok później Boeingowi udało się z powodzeniem wynieść w kosmos pierwszych astronautów. Pozostaje jedynie liczyć na to, że uda się tego dokonać ponownie.