Rząd USA walczy z Google. Chce ukrócić monopol korporacji na reklamę w sieci
Wychodzi na to, że nie tylko przyszłość przeglądarki Chrome stoi pod znakiem zapytania, jako że amerykańscy politycy pragną rozbić reklamowe imperium Google.
Co do tego, że Google nie może liczyć na taryfę ulgową ze strony administracji Donalda Trupa, nie ma najmniejszych wątpliwości. Jeszcze nie zapadła ostateczna decyzja co do dalszych losów przeglądarki Chrome, a amerykański rząd już szykuje się do wymierzenia korporacji kolejnego ciosu. Tym razem jednak zarzuty nie dotyczą monopolu na wyszukiwanie, a na reklamę w sieci.
Google pod ostrzałem
Jak donosi internetowy dziennik The Guardian, w miniony piątek ustawodawcy ze Stanów zażądali, aby Google rozbiło prowadzoną przez siebie działalność z zakresu internetowych reklam. Wymóg ten został postawiony w wyniku niedawnego orzeczenia sądu, wedle którego rzeczona firma ma nielegalny monopol w tym sektorze.
O ile samym reklamom wyświetlanym bezpośrednio na stronie wyników wyszukiwania Google się upiekło, tak rząd USA zarzucił gigantowi z Mountain View, że ten znalazł się w pozycji, w której posiada pełną kontrolę nad graficznymi banerami wyświetlanymi na stronach WWW.
Podczas rozprawy w sądzie w Wirginii zaplanowano drugą fazę procesu, która ma mieć miejsce we wrześniu. Wtedy też obie strony sporu przedyskutują kwestię rynku reklam w sieci oraz tego, jakie zmiany należy w nim prowadzić, aby usatysfakcjonować sądy oraz amerykańskie organy regulacyjne.
Podczas pierwszego etapu sądowej batalii, powód przekonywał, że technologia reklamowa Google jest zaimplementowana na znacznej części witryn internetowych, w związku z czym uniknięcie jej (i wiążącej się z nią opłat) graniczy z cudem.
Leonie Brinkema, sędzia stanu okręgowego, w zeszłym miesiącu stwierdziła, że Google rzeczywiście posiada nielegalny monopol na narzędzia reklamowe i związane z nimi oprogramowanie, a problem ten wypadałoby rozwiązać. Orzeczenie takie jest na rękę administracji Trumpa i Departamentowi Sprawiedliwości USA, którzy postanowili wykorzystać okazję i nadchodzący proces do dość dosadnego "uszczuplenia" zaplecza technologii reklamowej korporacji.
Siłowe rozwiązanie
Podkreślono przy tym, że rozłam na Google należy wymusić z pozycji siły, jako że przedsiębiorstwu nie można zaufać i szanse na to, że z dobroci serca zmieni swoje postępowanie, są równe zeru. Co prawda korporacja może przygotować obszerną listę kroków i czynności, jakie wykonała celem walki z własnym monopolem, acz działania takie nie leżą w jej interesie i trudno będzie je uznać za skuteczne. Jak przekazała prawniczka Julia Tarver Wood reprezentująca rząd Stanów Zjednoczonych Ameryki:
Behawioralne środki zaradcze nie są wystarczające, ponieważ nie można powstrzymać Google przed znalezieniem nowego sposobu na dominację.
Oczywiście swoją opinię w rzeczonej sprawie postanowiła wyrazić i druga z dotyczących ją stron, czyli samo Google. Firma zaznaczyła, że zgodziłaby się na udostępnianie informacji reklamodawcom i wydawcom na swoich platformach reklamowych. Reprezentująca giganta technologicznego Karen Dunn poruszyła także "kwestię zaufania", a raczej jego braku, względem swojego mocodawcy i potwierdziła, że korporacja byłaby skłonna zaakceptować warunki zakładające monitorowanie poczynań Google, jeśli to uspokoiłoby sąd oraz amerykańskich regulatorów.
Gwoli przypomnienia – dalszy rozwój wydarzeń w opisywanej kwestii nastąpi prawdopodobnie dopiero w trakcie wrześniowej rozprawy.
Jakub Dmuchowski, dziennikarz pcformat.pl