USA z udziałami w Intelu. Korporacja staje się częściowo własnością państwa
Sprawdził się scenariusz, w którym to administracja Donalda Trumpa wykupuje część udziałów w Intelu, tym samym przekształcając rządowe dotacje w udziały kapitałowe.
O tym, że amerykański rząd planuje pozyskanie udziałów w Intelu, informowaliśmy w połowie sierpnia. Co prawda ówczesny artykuł bazował na branżowych pogłoskach i informacjach przekazanych przez anonimowe źródła, niemniej okazało się, że mówiły one prawdę. W ramach jednego ze swoich ostatnich posunięć Donald Trump podjął decyzję dotyczącą tego, że Stany Zjednoczone Ameryki zostaną współwłaścicielem borykającego się z licznymi problemami giganta technologicznego.
USA z udziałami w Intelu
Na mocy porozumienia między rządem a korporacją, ten pierwszy nabędzie 9,9% udziałów w Intelu po okazyjnej cenie 20,47 dolara za akcję (w momencie transakcji giełdowa cena akcji wynosiła ok. 24,80 USD), łącznie wydając na ten cel 8,9 miliarda "zielonych". Tym samym własnością państwa staną się ponad 433 miliony akcji, aczkolwiek sama firma pod wodzą Lip-Bu Tan zbytnio na tym procesie nie zyska.
Dlaczego? Ano dlatego, że administracja Trumpa postanowiła wydać na zakup fundusze, które i tak do Intela miały trafić w ramach zapoczątkowanych za kadencji Joego Bidena CHIPS Act oraz programu Secure Enclave. Pierwsze z dofinansowań zakładało przyznanie przedsiębiorstwu zastrzyku gotówki w postaci 5,7 miliarda dolarów, drugie zaś – 3,2 miliarda. Łącznie daje nam to więc wspomniane 8,9 miliarda USD, które Donald Trump i spółka postanowili wypłacić Intelowi, acz nie bezinteresowanie, jak to pierwotnie planowano kilka lat temu, a w zamian za udziały.
W związku z powyższym informacja ta nie okazała się świetną nowiną dla inwestorów. Wedle doniesień agencji Reuters, giełda co prawda zareagowała pozytywnie, acz wycena akcji Intela wzrosła o niespełna 1%, dając tym samym jasny sygnał, że oczekiwano większego przełomu.
Wedle doniesień pochodzących od samego Donalda Trumpa, los Intela został przypieczętowany podczas spotkania z prezesem korporacji, Lip-Bu Tanem. Prezydent Stanów Zjednoczonych postanowił zaatakować Tana i wezwał go do rezygnacji ze stanowiska, powołując się przy tym na powiązania mężczyzny z chińskimi firmami. Obecny szef Intela postanowił jednak nie ustępować, w związku z czym osobiście udał się do Białego Domu, gdzie miał okazję porozmawiać z Trumpem i innymi przedstawicielami rządu oraz pokazać się z jak najlepszej strony. Swój cel osiągnął, jako że krótko po tym wydarzeniu głowa państwa oznajmiła, że zakopuje topór wojenny, a "sukces i kariera Tana to niesamowita historia".
Wychodzi jednak na to, że schadzka miała drugie dno. Kilka dni później, przy ogłaszaniu wykupienia akcji Intela, Donald Trump przekazał, że Lip-Bu Tan "przyszedł, aby zachować swoją posadę, a skończył, dając 10 miliardów dolarów dla Stanów Zjednoczonych". Swoje trzy grosze dorzucił również Howard Lutnick, sekretarz handlu Stanów Zjednoczonych.
Wedle jego słów, "to historyczne porozumienie wzmacnia pozycję Stanów Zjednoczonych jako lidera w dziedzinie półprzewodników, co przyczyni się zarówno do rozwoju naszej gospodarki, jak i zapewni Ameryce przewagę technologiczną".
Na koniec warto wspomnieć o tym, że w minionym tygodniu Intel znalazł innego dużego inwestora, a okazał się nim japoński SoftBank.