Według doniesień branżowego serwisu Wirtualne Media początek stosowania unijnego Rozporządzenia o ochronie danych osobowych w praktyce przełożył się na spadki zysków z tytułu wyświetlania reklam przygotowywanych pod kątem indywidualnego użytkownika. W zależności od firmy wynosiły one od kilkunastu do nawet czterdziestu procent. Co tu dużo mówić: unijna ochrona danych osobowych spowodowała wśród reklamiarzy trzęsienie ziemi.
Okruchy wiedzy
Obecność użytkownika to dla portali okazja do zdobycia szczegółowych danych na jego temat. Informacje te można podzielić na dwie grupy. Do pierwszej zalicza się dobrowolnie udostępnione przez użytkownika. Logując się na witrynie, dzielimy się np. swoim adresem e-mail, często też podajemy płeć, datę urodzenia, miejsce zamieszkania, a czasami nawet określamy swój status materialny, przykładowo pisząc w profilu na specjalistycznym portalu technicznym o posiadanym w domu sprzęcie RTV i AGD.
Drugą grupę stanowią ślady, jakie pozostawiamy za sobą zupełnie przy okazji, przez sam fakt odwiedzin i korzystania z usług na danym portalu. To przede wszystkim adres IP, ale i bardziej szczegółowe dane: spis odwiedzonych stron w ramach portalu, dokładna godzina odwiedzin wraz z czasem przebywania na określonej witrynie i zapis klików. Portal rejestruje również wszelkie dane obrazujące sposób, w jaki korzystamy z usług – czyli w praktyce np. historię zakupów, wyszukiwania, nawet rozmów, jeśli te były prowadzone przez wbudowany w witrynę czat czy nieszyfrowany komunikator.
Wszystkie te dane mogą być dodatkowo przetwarzane i udostępniane partnerom danego serwisu. W praktyce są to sieci reklamowe, które w sposób zautomatyzowany agregują informacje napływające z wielu źródeł. Takie działanie służy do zbudowania spójnego i bogatego cyfrowego profilu osoby korzystającej z określonej usługi. To z kolei pozwala np. wyświetlać reklamy produktów, które są w obszarze zainteresowania użytkownika, a co za tym idzie – podnosić ich skuteczność. Na rynku reklamowym jest to cenna rzecz: komunikaty, które przekierowują ruch do sklepów i w rzeczywisty sposób podnoszą odsłony lub sprzedaż, są warte o wiele więcej niż tego typu komunikaty „poszukujące” odbiorców na oślep. Nic dziwnego, że portale bronią się, jak tylko mogą, przed ograniczaniem pozyskiwania danych na temat ich użytkowników.
Teoria a praktyka
Regulacje RODO stanowią, że portal, by móc zbierać i przetwarzać dane osobowe, musi najpierw uzyskać zgodę użytkownika na te czynności. Zgoda musi być dobrowolna, świadoma i jednoznaczna. Ponadto brak wyrażenia zgody nie może zakłócać funkcjonowania serwisu – nie może więc mieć miejsca uzależnienie świadczenia usługi od wyrażenia zgody (chyba że jest to potrzebne do zrealizowania świadczeń). Sama zgoda może jednak zostać wyrażona w dowolny sposób: przez zaznaczenie odpowiedniego pola, dyspozycję ustną, mailową lub pisemną. Co ważne jednak – wycofanie zgody powinno być tak samo łatwe jak jej wyrażenie. Tyle teorii. Praktyka zaś wygląda różnie w zależności od portalu, na ogół jednak polskie witryny – przynajmniej w naszej ocenie – nie działają zgodnie z wytycznymi RODO i dobrymi praktykami, często naginając przepisy w imię pozyskiwania danych. Na co więc trzeba uważać?
Sztuczki i kruczki
Odwiedzając daną witrynę po raz pierwszy, jesteśmy na ogół witani oknem z informacją o gromadzeniu i przetwarzaniu danych. Coraz powszechniejszą praktyką jest to, że już samo zamknięcie takiego okna poprzez kliknięcie przycisku X oznacza zgodę na śledzenie użytkownika. Taki sposób potwierdzenia zgody wprowadziły m.in. Agora i Interia. By wycofać zgody na gromadzenie i przetwarzanie danych, należy w przeważającej liczbie przypadków wgryźć się w treść komunikatu i spróbować odnaleźć odpowiednie okno z ustawieniami.
Czasami dostęp jest łatwy i wystarczy kliknąć na duży przycisk Ustawienia zaawansowane – jak w przypadku portalu WP.pl. Niekiedy jednak interesujące nas ustawienia są ukryte pod linkiem opisanym np. jako Polityka prywatności. Tak robi Interia, w przypadku której – by cofnąć zgodę – musimy przewinąć do końca bardzo długą listę zasad i zaufanych partnerów, kliknąć ostatnią na liście opcję wszystkie serwisy, a następnie potwierdzić wybór w wyskakującym oknie – również po jego uprzednim przewinięciu. To dość skomplikowana operacja dla osób mniej dociekliwych lub nieobeznanych w internecie i równocześnie smutna norma w polskiej sieci. Wielu użytkowników zapewne więc „dla świętego spokoju” pozwoli serwisom śledzić swoje zachowanie w internecie.