Czy to jest potrzebne? Na to pytanie można odpowiedzieć z punktu widzenia rynku: skoro się sprzedaje, to owszem. Równocześnie jednak spokojnie można się obyć bez wszystkich tych wodotrysków i po prostu kupić dobrego gryzonia za rozsądną cenę – w czym, mamy nadzieje, pomoże nasz test.
Podsumowanie testu
Przygotowując materiał, postanowiliśmy zebrać gryzonie, za które trzeba zapłacić nie więcej jak 160 zł. Kwota ta wybrana została nieprzypadkowo. W tej cenie możemy kupić myszki charakteryzujące się bardzo dobrymi parametrami użytkowymi, a częstokroć są już całkiem bogato wyposażone w różnego rodzaju dodatki, które na ogół są właściwe markowym produktom z najwyższej półki. Tych ostatnich siłą rzeczy w naszym zestawieniu brak – myszki renomowanych producentów kosztują nawet po kilkaset złotych.
Testy pokazały, że to była trafna decyzja: praktycznie wszystkie gryzonie w przedziale cenowym 100–150 zł otrzymały zasłużoną ocenę bardzo dobrą. To zasługa przede wszystkim dobrych sensorów, które gwarantują poprawne przekazywanie ruchu po podkładce na ekran komputera. Z wysoko ocenionych modeli jedynie Hama uRAGE Reaper 10K nie chwaliła się rodzajem użytego czujnika – jednak testy pokazały, że z całą pewnością nie jest to Avago 3090, który można było znaleźć w poprzedniej edycji tego modelu– bez dopisku „10K” w nazwie. Dziwna może wydawać się nota 4,61 dla Tracera Gamezone Torn, który wyposażono w sensor PMW3325. Maksymalna prędkość, z jaką gryzoń pracuje poprawnie, to ok. 2,5 m/s – czyli nieco mniej niż 3–3,5 m/s, jakie jest w stanie wycisnąć z urządzenia typowy gracz. Mysz zapunktowała gdzie indziej: bardzo dobry rezultat zapewniły wysoka jakość wykonania i dodatkowe cechy, które w ostatecznym rozrachunku nabiły Tracerowi punktów.
Jak widać, wydawanie sporych pieniędzy na sprzęt nie zawsze ma sens. Ale patrząc z drugiej strony, jeżeli ktoś szuka dobrej myszki do grania, raczej nie powinien patrzeć na modele poniżej 90 złotych. Ostatnie zaś miejsca w teście zajęły urządzenia, których cena nie przekracza 60 zł. Wszystkie tracą na tym samym: ich wspólnym mianownikiem jest przede wszystkim kiepski sensor, który cechuje się w niektórych przypadkach wręcz karygodnie niską prędkością, przy której nie występuje akceleracja negatywna i inne anomalie związane z „nienadążaniem” elektroniki za ruchem użytkownika. Swoje trzy grosze dorzuciły też niepokrywające się z deklaracjami producenta DPI, a także występowanie jittera czy predykcji. Kupując tanią myszkę, ze względu na dość powszechny w przypadku tych urządzeń brak oprogramowania, nie mamy nawet możliwości zmiany czułości według własnych preferencji. Zamiast tego jesteśmy skazani na ogół na cztery zdefiniowane na sztywno przez producenta progi DPI.
Kontakt z najtańszymi urządzeniami w niektórych przypadkach był źródłem niekłamanego zdumienia. Częstokroć teksty pokazywały, że deklaracje producenta lub dystrybutora sobie, a rzeczywistość – sobie. Zdarzało się, że deklarowana czułość od faktycznej różniła się nawet o 1000 DPI. Na szczęście w urządzeniach nieco tylko droższych tak drastyczne różnice nie występowały.
Jaka myszka do konkretnego gatunku gier?
Wedle panującej dziś mody, fani FPS-ów powinni zwrócić uwagę na modele, które są lekkie i świetnie przesuwają się po podkładce, jednocześnie mając bardzo dobrą prędkość. Bardzo fajnie prezentuje się tu Krypton 800. Nie ignorowalibyśmy jednak także podstawowego modelu Logitecha – G102 Prodigy. Na pierwszy rzut oka prezentuje się mało atrakcyjnie, ale kryje ona w sobie jeden z najlepszych sensorów. Do tego niedawno Logitech zdecydował się na stałe obniżyć jego cenę – w momencie debiutu kosztował 149 zł, teraz zaledwie 99 zł. To też świetna myszka dla właścicieli laptopów – zmieści się w każdej torbie. Ciekawym pomysłem może okazać się także P30 Pro marki Bloody. To jednak myszka dość specyficzna, do której trzeba się przyzwyczaić – ze względu na metalowe ślizgacze śmiga po podkładce z taką lekkością, że z początku wydaje się to aż dziwne.
Z uniwersalnych konstrukcji warto wymienić oczywiście zwycięzcę: Modecom Volcano GMX5 Beast to rzeczywiście bestia, która prócz ergonomicznego kształtu obudowy pozwala nam zmodyfikować swoją wagę, a jej sercem jest świetny PMW3360. Ze względu na bardzo dużą liczbę przycisków gryzoń ten powinien również przypaść do gustu grającym w MOBA lub MMO. Ciekawą i uniwersalną, ale z zupełnie innego powodu, konstrukcją jest również Patriot Viper V551. To urządzenie ze względu na symetryczną i estetyczną obudowę polecamy leworęcznym – należy jednak pamiętać, że ze względu na przyciski boczne po obydwu stronach, te nieużywane są podatne na przypadkowe wciśnięcia – nie jest to jednak nic, czego nie dałoby się obejść wyłączeniem tych przycisków w oprogramowaniu.
A co do pracy biurowej? Cóż, praktycznie każda myszka, która trafiła do testów jest mniej lub bardziej wyraźnie kierowana do graczy. Nie znaczy to jednak, że nie mogą stanąć na biurku, gdzie przez ekran śmigają kolumny Excela. Jeśli ktoś jednak wolałby mniej krzykliwą formę, powinien zacząć od… wyłączenia podświetlenia. Nie zawsze jednak będzie to możliwe. Niektóre myszki pozwalają pozbyć się iluminacji, inne z kolei będą się jarzyć jak choinka niezależnie od tego, co zrobimy – to dotyczy przede wszystkim najtańszych i pozbawionych oprogramowania konstrukcji. Zdarzy się też – jak w przypadku Reapera 10K – że dostaniemy możliwość wyłączenia części iluminacji, rolka jednak tak czy inaczej swym kolorem będzie sygnalizować zdefiniowaną wcześniej czułość.