Jak kupić program
Określenia: freeware, pełna wersja, wersja pudełkowa, odchodzą już do lamusa. Oprogramowanie coraz częściej kupujemy w wersji cyfrowej z sieci lub płacimy abonament za czasowy dostęp do usług związanych z chmurą.
Przechadzając się po markecie z elektroniką, wciąż można zobaczyć półki z opakowaniami DVD z grami i aplikacjami użytkowymi. Jest to jednak łabędzi śpiew tej formy dystrybucji.
Śmierć pudełka
Najłatwiej przekonać się o tym, kupując w miarę nową grę, np. Battlefield 3. Mimo że w opakowaniu są dwie płyty DVD, wcale nie musimy ich używać. Battlefield jest powiązany z platformą internetową, w tym wypadku Origin (http://store.origin.com/), która pełni funkcję sklepu, kanału dostarczania aktualizacji oraz systemu autoryzacji. Aby zainstalować kupioną w sklepie grę, wystarczy podać kod, a Origin ściągnie i zainstaluje pliki. Co więcej, jeśli zainstalujesz grę z DVD, wcale nie unikniesz pobierania gigabajtów z sieci. Gra w pudełku to stara wersja, która od czasu wydania tytułu została wielokrotnie poprawiona przez kolejne patche, które i tak musisz pobrać.
Błyskawiczna dezaktualizacja to jeden z powodów odejścia od tradycyjnego sposobu sprzedaży programów. Poza tym przeniesienie dystrybucji do sieci pozwala producentom na spore oszczędności. Nie trzeba tłoczyć płyt, rozwozić ich po hurtowniach, sklepach itp.
Niewielkie koszty dystrybucji internetowej zmieniły układ sił na rynku. Po pojawieniu się pierwszych internetowych sklepów z oprogramowaniem na smartfony małe firmy, a nawet pojedynczy deweloperzy zaczęli skutecznie konkurować z gigantami. To doprowadziło do sytuacji, że aplikację można kupić już za kilka dolarów.
Sklepy z aplikacjami
Pierwszy sklep z oprogramowaniem pojawił się w Ubuntu Linux. Od 2010 roku można z niego nie tylko instalować bezpłatne programy, ale także kupować komercyjne aplikacje. Ze względu na niszowy charakter nie miał on wielkiego wpływu na rynek dystrybucji oprogramowania. Większe znaczenie miało dołączenie na początku 2011 roku do systemu Mac OS X sklepu AppStore, który szybko stał się najważniejszym kanałem dystrybucji oprogramowania na tę platformę.
Rewolucja w sposobie dostarczania i aktualizacji aplikacji dotrze do szerokiego grona użytkowników PC wraz z premierą Windows 8 jesienią tego roku. Tak jak w przypadku innych sklepów z aplikacjami, Windows Store będzie także wspierał proces autoryzacji i aktualizacji.
A na co mogą liczyć użytkownicy wcześniejszych wersji Windows? Na konkurencję! Według zapowiedzi 5 września programy użytkowe pojawią się na Steam (http://store.steampowered.com). Serwis ze swoimi 52 mln aktywnych użytkowników będzie poważną konkurencją dla debiutującego w tym samym czasie Windows Store.
Zamiast kupić – wynajmij
Coraz popularniejszy staje się model oprogramowania jako usługi. Licencję w tym wypadku wykupuje się np. na miesiąc czy rok, więc dostęp do aplikacji można uzyskać taniej niż w wypadku zakupu licencji na czas nieokreślony.
Co ważne, w okresie użytkowania aplikacji są uwzględnione wszystkie aktualizacje – to bardzo zwiększa atrakcyjność całej usługi. Kupując aplikację w tradycyjny sposób, możemy z niej korzystać bez ograniczeń czasowych. Jednak w praktyce jest to fikcja. W przypadku zastosowań profesjonalnych, aktualizacja, co zdarza się średnio co 2 lata, jest koniecznością, gdyż rozwiązania czy formaty plików, które pojawiają się w nowych wersjach narzędzi, stają się szybko standardem. Użytkownicy są zmuszani do okresowych płatności na rzecz producenta, tyle że nie w postaci miesięcznego abonamentu, lecz opłat za upgrade.
Nie wszyscy są zachwyceni chmurą
- Steve Wozniak amerykański wynalazca, jeden z trzech założycieli Apple, jest sceptyczny wobec trzymania danych w chmurze.
Aplikacje ze sklepów, software jako usługa, dyski sieciowe – te wszystkie rozwiązania bazują na chmurze. Na serwerach tych usług przechowywane są nasze prywatne informacje (np. numer karty) i dokumenty. To może okazać się groźne. Jak pokazały doświadczenia takich firm, jak Sony, hakerzy potrafią złamać zabezpieczenia i dobrać się do danych użytkownika. Innym zagrożeniem jest awaria, co przytrafiło się polskiej firmie Beyond, która jednocześnie straciła dyski podstawowe i backupowe, a wraz z nimi dane klientów. Problemy zdarzają się nawet chmurowym gigantom, jak Google czy Amazon, którzy mają najlepszych inżynierów. Krytycy ze starszego pokolenia komputerowych guru, oprócz Steve’a Wozniaka m.in. pionier open source Richard Stallman, ostrzegają, że trzymanie danych w chmurze może być zgubne.
Niskie nakłady
Zaletą modelu kupowania oprogramowania jako usługi jest niski koszt początkowy. Zamiast płacić tysiące złotych za pełną wersję np. profesjonalnego programu graficznego, można zacząć z niego legalnie korzystać za kilka procent jego ceny pudełkowej.
Taka forma licencjonowania jest także wygodna z perspektywy rachunkowości. Opłaty abonamentowe są na tyle niskie, że można bezpośrednio wrzucić je w koszty, bez konieczności wielomiesięcznej amortyzacji.
Jak wynika z badania instytutu Keralla Research, połowa polskich małych i średnich firm jest zainteresowana zakupem oprogramowania w taki sposób. Rosnącą popularność tego modelu dostarczania aplikacji widać także w wynikach sprzedaży. W 2011 roku krakowski Comarch odnotował 37-proc. wzrost przychodów z tego segmentu. Są to przede wszystkim aplikacje dostarczane z chmury. Najpopularniejsza z nich, ifaktury24.pl, służąca do księgowości i zarządzania magazynem małej firmy, ma już 9000 klientów.
Adobe Creative Cloud
Adobe za opłatę abonamentową udostępniła właśnie swój słynny pakiet Creative Suit 6 w najbardziej rozbudowanej wersji Master Collection. W skład pakietu wchodzą m.in. takie programy, jak: Photoshop, Ilustrator, InDesign, Dreamweaver Premiere, Flash czy Acrobat. Całość, łącznie 20 programów, wśród których jest też Lightroom niedostępny w pudełkowym Creative Suit, jest dostępna pod marką Adobe Creative Cloud (https://creative.adobe.com) za 62 euro miesięcznie. Nie jest to mało, lecz biorąc pod uwagę, że Creative Suit Master Collection w wersji pudełkowej kosztuje 2500 euro, oferta robi się całkiem atrakcyjna, bo koszt zakupu odpowiada 40 miesiącom abonamentu. W praktyce w czasie tych 40 miesięcy użytkownik dokonuje 1 lub 2 razy płatnej aktualizacji do najnowszej wersji (500 euro), które tu ma za darmo. Przy takiej kalkulacji dzierżawa oprogramowania wydaje się jeszcze bardziej atrakcyjna. Wadą jest to, że nie można odsprzedać licencji.
Adobe Creative Cloud to także zestaw narzędzi działających w chmurze, do których nie mają dostępu użytkownicy pudełkowych wersji. Jest to głównie dysk sieciowy 20 GB oraz narzędzie do synchronizacji między komputerami. Licencja Creative Cloud pozwala na instalację programów na dwóch maszynach, np, na desktopie i laptopie, i używania ich wymiennie, więc w takim scenariuszu synchronizacja plików bardzo się przydaje.
Office 365
Podobną ofertę sprzedaży oprogramowania promuje Microsoft. Już teraz biznesowy abonament na usługę Office 365 pozwala pobrać i zainstalować programy desktopowe. Rewolucję przyniesie Office 2013, który zarówno w wersji domowej, jak i odsłonach biznesowych będzie zintegrowany z usługą Office 365 (www.office365.com). Płacąc miesięczny abonament, będziesz miał dostęp do najnowszych wersji aplikacji na PC. W przypadku wersji domowej licencja będzie pozwalała na instalację aż na 5 pecetach i tabletach.
Programom będzie towarzyszył cały wachlarz usług online. Dysk sieciowy będzie zintegrowany z klientem desktopowym, dzięki czemu po zalogowaniu się na inny komputer z Office będziesz mógł korzystać z własnych plików i ustawień. W program będą wbudowane także usługi sieciowe poczty elektronicznej, udostępniania danych czy wymiany informacji w zespole oraz np. ze znajomymi z Facebooka. Najciekawsza jest jednak możliwość uruchamiania pełnych wersji aplikacji biurowych bezpośrednio z serwera, co pozwoli na pracę na pececie, na którym nie ma Office’a. System łączy się z kontem użytkownika w usłudze Office 365, skąd pobiera pliki i biblioteki niezbędne do działania oraz dokumenty zapisane w chmurze. Po zakończeniu pracy wszystkie dane są usuwane. Co najważniejsze, cała procedura nie koliduje z zainstalowanym na komputerze oprogramowaniem, np. starą wersją Office’a.
Przyszłość: fremium
Termin powstał ze złączenia słów „free” i „premium”. Określa się nim model biznesowy polegający na dostarczeniu podstawowych funkcji za darmo i pobieraniu opłat za dodatki. Ten model stosowany jest także w przypadku gier free-to-play na komórki oraz pecety, np. World of Tanks, Battlefield Play4Free czy Age of Empires Online. Według firmy analitycznej Flurry już rok temu 65 proc. zysków z gier w AppStore generowały właśnie tytuły free-to-play.