Test Huawei Honor 7X
Od jakiegoś czasu Honor pretenduje do tronu najlepszej marki budżetowych smartfonów. Model 7X to potwierdza, choć niektórych ograniczeń nie udało się przeskoczyć.
Smukły i elegancki
Bryła tego niemal 6-calowego telefonu bardzo pewnie leży w dłoni. Dominuje tutaj matowe aluminium, na krawędziach obudowy znalazły się elementy plastikowe. Zamiast standardowych proporcji ekranu 16:9 pojawia się znane z droższych modeli 18:9 – to naprawdę sprzyja komfortowi użytkowania tak dużego urządzenia.
Inna sprawa, że choć ramki są naprawdę niewielkie (co optycznie jest potęgowane przez ich delikatne zakrzywienie), nie udało się zmieścić przycisków nawigacyjnych na dolnej z nich. Zamiast tego zabierają one nieco miejsca na ekranie – koniec końców jednak i tak wyświetlacz zajmuje 83 proc. przodu telefonu.
Mimo stosunkowo niewielkiej maksymalnej jasności ekran IPS o rozdzielczości 2160x1080 radzi sobie bez zarzutu nawet w pełnym świetle. Kontrast jest tu jednak bardzo przeciętny. Za to temperatura bieli wynosząca 6947 K to wynik doskonały. Całkiem nieźle wypadają natomiast zdjęcia – i to nawet w nocy. Nie może to dziwić, gdyż Huawei zastosował w tylnym aparacie podwójną kamerę 16 i 2 Mpix. Z przodu znalazło się miejsce na 8 Mpix.
Brać po zastanowieniu
Do środka także nie ma specjalnie jak się przyczepić – procesor Kirin 659 to osiem bardzo wydajnych rdzeni, które wspomagają 4 GB RAM-u i układ graficzny Mali-T830. Nieco gorzej wypada bateria, która jest po prostu przeciętna – bez codziennego, niestety długiego ładowania raczej się nie obejdzie.
Wśród mankamentów można wymienić brak NFC i złącza USB-C, które w tej półce cenowej można już znaleźć. Nie ma też ładowania bezprzewodowego. To jednak znajduje wytłumaczenie w zamykającej się w kwocie 1000 zł cenie. Za te pieniądze grzechem byłoby 7X nie kupić.