Rząd USA celem chińskich hakerów? Wirus był rozprzestrzeniany poprzez e‑maile

Na chwilę przed rozpoczęciem rozmów między Donaldem Trumpem a Xi Jinpingiem w Szwecji wykryto nietypowe wiadomości e-maile, których autorem był podobno przewodniczący komisji zajmującej się zagadnieniami z zakresu rywalizacji na linii USA-Chiny.

Chiny
Chiny
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

Redakcja Wall Street Journal poinformowała w niedzielę, że amerykańskie służby bacznie przyglądają się podejrzanej wiadomości e-mail, która została rzekomo sporządzona i puszczona w obieg przez Johna Moolenaara stojącego na czeli komisji zajmującej się rywalizacją między Stanami Zjednoczonymi a Chinami oraz oceną ryzyka, jakie dla bezpieczeństwa narodowego USA może nieść ze sobą ten konflikt. Warto przy tym nadmienić, że ów pan miłością do Państwa Środka zdecydowanie nie pała, co miał okazję udowodnić przy wielu okazjach w przeszłości.

Rząd USA celem chińskich hakerów?

Wiele osób zaskoczył fakt, że w wiadomości wysłanej do licznych firm analitycznych, rządowych agencji oraz firm prawniczych zawarta została prośba podzielenia się swoją opinią nt.pertraktacji z Pekinem, a wszelkie spostrzeżenia i sugestie miały zostać zamieszczone w załączonym arkuszu. To właśnie w nim kryło się złośliwe oprogramowanie, jako że otwarcie zainfekowanego pliku wiązało się z przyznaniem włamywaczom dostępu do komputera, a więc i znajdujących się na nim danych – a przynajmniej tak utrzymują badające zajście służby.

Biorąc pod uwagę, że kampania hakerska została przeprowadzona w kontekście negocjacji pomiędzy Stanami a Chinami, drugie z państw szybko zostało obarczone winą za zaistniałą sytuacją. Chińska ambasada w Waszyngtonie odcięła się od tych pogłosek, a jej przedstawiciel stwierdził, że "Chiny zdecydowanie sprzeciwiają się wszelkim formom cyberataków i cyberprzestępczości oraz je zwalczają", a także że przeróżne kraje padają ofiarami działań cyberwłamywaczy, których trudno namierzyć. Wypowiedź zakończyła się stwierdzeniem, że Państwo Środka jest przeciwne obwinianiu kogokolwiek bez przedstawienia niezbitych dowodów na potwierdzenie zarzutów.

Z działań analityków wynika zaś, że tą nieprzyjemną sytuacją w rzeczywistości mogą stać Chińczycy, a dokładniej – powiązana z rządem i wywiadem grupa przestępcza APT 41. Głos w tej sprawie zabrał także Moolenaar, którego nazwisko zostało wykorzystane celem wyłudzenia danych. Jak stwierdził, był to "kolejny przykład chińskich operacji cybernetycznych mających na celu kradzież strategii Stanów Zjednoczonych", acz zaznaczył przy tym, że "Amerykanie nie dadzą się zastraszyć".

Agencja Reuters postanowiła zasięgnąć słowa u FBI, acz agencja odpowiedziała, że nie może podzielić się żadnymi konkretami w tym temacie. Zapewniono, że zajście jest badane, a aktualnie trwają prace nad namierzaniem i ukaraniem sprawców zamieszania.

Działania przestępców wyszły na jaw po tym, jak do pracowników komisji dowodzonej przez Johna Moolenaara zaczęły napływać pytania odnośnie do podejrzanej wiadomości e-mail. Nie wiadomo przy tym, ile osób otworzyło załączony w niej plik, a więc pełna skala potencjalnych szkód jest niemożliwa do oszacowania. Wciąż nie udowodniono, mimo wysnutych zarzutów, że za wszystkim stoją Chińczycy.

Jakub Dmuchowski, dziennikarz pcformat.pl

Źródło artykułu:Reuters

Wybrane dla Ciebie