Video Games Europe przeciwko Stop Killing Games. Lobbyści krytykują inicjatywę
Stop Killing Games zebrało wymaganą liczbę miliona podpisów, co nie obyło się bez szumu wśród przedstawicieli branży gier wideo. Video Games Europe, czyli organizacja założona celem walki o ich interesy, zaczęła krytykować oddolną inicjatywę społeczną, która chce walczyć z niepotrzebnym uśmiercaniem produkcji.
O Stop Killing Games, czyli Stop Niszczeniu Gier Wideo, pisaliśmy już przy okazji zebrania pod akcją ponad miliona sygnatur wymaganych do rozpatrzenia petycji przez unijnych oficjeli. Teraz, kiedy inicjatywa okazała się sukcesem i mimo wielu trudów przebiła się do szerszej świadomości, producenci gier starają się ją zdyskredytować, wyłuszczając płynące z niej zagrożenia dla branży oraz przedstawiając jako szkodliwą zarówno dla twórców, jak i samych graczy.
Video Games Europe przeciwko Stop Killing Games
Video Games Europe to ulokowane w Brukseli stowarzyszenie zrzeszające największych reprezentantów sektora gier wideo działających na terenie Starego Kontynentu. Celem organizacji jest walczenie o interesy gigantów pokroju Activision Blizzard (Call of Duty, Diablo, World of Warcraft), Riot Games (League of Legends, Valorant) lub Ubisoftu (Assassin's Creed, Rainbow Six, Watch Dogs), nic więc dziwnego, że uznała ona Stop Killing Games za zagrożenie.
W dniu 4 lipca na stronie ugrupowania zamieszczone zostało krótkie oświadczenie, w którym zawarto informację, że "decyzja o zaprzestaniu świadczenia usług online jest wieloaspektowa, nigdy nie jest podejmowana lekko i musi być opcją dla firm, gdy doświadczenie online nie jest już opłacalne z komercyjnego punktu widzenia. Video Games Europie jest świadome faktu, że nie wszystkim takie podejście może pasować, niemniej zaznaczono, że w momencie, gdy wydawca decyduje się wyciągnąć wtyczkę serwera i uśmiercić dany tytuł, "gracze otrzymują uczciwe powiadomienie o przyszłych zmianach zgodnie z lokalnymi przepisami dotyczącymi ochrony konsumentów". W czym więc problem, prawda?
Wczoraj, czyli niespełna tydzień po opublikowaniu opisanego powyżej oświadczenia, organizacja postanowiła pójść o krok dalej i wypuściła 5-stronicowy dokument na temat tego, "dlaczego zapewnienie ciągłego wsparcia nie działa we wszystkich grach".
Lobbyści starają się przekonać opinię publiczną, że decyzja o utrzymaniu gier przy życiu nie powinna być wymuszana na ich twórcach, a uśmiercenie produkcji czasem jest jedynym logicznym wyjściem ze względów finansowych. Co prawda członkowie stowarzyszenia zdają się być świadomi istnienia takiego rozwiązania, jak serwery prywatne, jednakże są jego zagorzałymi przeciwnikami. Twierdzą oni, że uniemożliwi to ochronę graczy przed nielegalnymi lub szkodliwymi treściami, a samo udostępnianie kodu gier lub plików binarnych ich serwerów może stanowić poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa przedsiębiorstw.
Prawo do decydowania o tym, w jaki sposób, kiedy i jak długo udostępniać graczom usługi gier wideo online ma kluczowe znaczenie dla uzasadnienia tych kosztów i wspierania ciągłych innowacji technicznych. Jako właściciele praw i podmioty gospodarcze, firmy zajmujące się grami wideo muszą zachować swobodę decydowania o tym, kiedy gra online nie jest już opłacalna komercyjnie i zakończyć dalsze wsparcie serwera dla tej gry.
W dalszej części tekstu wspomniano o uszczerbkach dla reputacji, wyzwaniom związanym z powstawaniem takich serwerów, negatywnym wpływie na inwestycje w gry i samą branżę, a także podważaniu praw autorskich.
Umożliwienie graczom uruchamiania prywatnych serwerów z możliwością interakcji online może spowodować, że gracze będą korzystać z tych gier w sposób niezgodny z wartością marki firm produkujących gry.
Z pełną treścią oświadczenia możemy zapoznać się na stronie internetowej Video Games Europe.
Na ten moment akcja Stop Niszczeniu Gier Wideo zebrała już ponad 1,3 mln podpisów, jednak wciąż istnieje ryzyko, że znaczna część z nich nie zostanie uznana. Jeśli wciąż tego nie zrobiliśmy i mamy na uwadze dobro leciwych produkcji, warto rozważyć złożenie parafki pod petycją. Zrobić to możemy w tym miejscu.
Jakub Dmuchowski, redaktor pcformat.pl