4chan idzie na wojnę z Brytyjczykami. Do interwencji wezwano administrację Trumpa
Brytyjski organ regulacyjny, Ofcom, uznał, że 4chan łamie przepisy wynikające z lokalnej ustawy o bezpieczeństwie w sieci, w związku z czym serwisowi zagrożono nałożeniem kary. Portal początkowo ten fakt ignorował, jednak w momencie, gdy znalazł się pod murem, na pomoc wezwany został Donalda Trump i jego administracja.
O perypetiach 4chana w Wielkiej Brytanii wspominaliśmy w ubiegłym tygodniu, kiedy to było już pewne, że serwis nie ma zamiaru opłacać nałożonej na niego grzywny w wysokości 20 tys. funtów (plus dodatek za każdy dzień zwłoki w dostosowaniu się do obowiązujących przepisów). W obronie kontrowersyjnej platformy stanęli amerykańscy prawnicy, którzy stwierdzili, że brytyjski regulator nie ma jurysdykcji nad firmą zarejestrowaną i funkcjonująca w Stanach Zjednoczonych. Żadna ze stron sporu nie ma jednak zamiaru odpuścić, w związku z czym 4 chan, będąc przypartym do muru, poprosił o interwencję rząd USA.
4chan wzywa do interwencji administrację Trumpa
Aby poprawnie nakreślić sytuację, należy zacząć od zwrócenia uwagi na fakt, że od pewnego czasu na terenie Wielkiej Brytanii obowiązuje ustawa o bezpieczeństwie w sieci, znana w tymże kraju pod nazwą Online Safety Act. Wymusza ona na dostawcach treści, do których grona 4chan został zaliczony, spełnienie szeregu wymogów, wliczając w to aktywne zwalczanie treści uznawanych na wyspach za nielegalne. Ofcom, brytyjski organ regulacyjny, uznał, że tytułowy portal nie wypełnił zaleceń, w związku z czym dwukrotnie wysłano do niego zawiadomienie o naruszeniu przepisu, a oba pisma zostały zignorowane. Doprowadziło to do tego, że organ państwowy zdecydował się nałożyć na 4chana karę w postaci grzywny. Wtedy też rozgorzało na dobre.
Reprezentująca portal kancelaria Byrne & Storm, przy akompaniamencie swoich kolegów po fachu z Coleman Law, ogłosiła, że 4chan nie podlega brytyjskiemu rządowi, więc ten żadnych kar na niego nakładać nie może. Jak przekazał sam Prestorn Byrne w rozmowie z redakcją BBC:
Komunikaty Ofcom nie tworzą żadnych zobowiązań prawnych w Stanach Zjednoczonych. 4chan nie złamał żadnych przepisów prawa w Stanach Zjednoczonych – mój klient nie zapłaci żadnej kary.
W międzyczasie na profilu kancelarii w serwisie X zamieszczone zostało obszerne oświadczenie, w którym możemy przeczytać, że "amerykańskie przedsiębiorstwa nie rezygnują ze swoich praw wynikających z Pierwszej Poprawki tylko dlatego, że zagraniczny urzędnik wyśle im e-maila", jak również, że "zgodnie z utrwalonymi zasadami prawa amerykańskiego sądy amerykańskie nie będą egzekwować zagranicznych kar pieniężnych ani przepisów dotyczących cenzury".
W powyższym tekście podkreślono, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to prawnicy będą szukali potwierdzenia swojej śmiałej tezy w sądzie federalnym Stanów Zjednoczonych. Amerykańscy politycy zostali zaznajomieni z sytuacją, a premier Wielkiej Brytanii, Keir Starmer, otrzymał już podobno ostrzeżenie ze strony Białego Domu, aby zaprzestał prób cenzury pochodzących z USA firm.
Byrne & Storm zakończyli swój manifest stwierdzeniem, że problem ten wymaga interwencji osób z najwyższych szczebli władzy, w związku z czym do działania wezwana została administracja Donalda Trumpa. Preston Byrne zaś osobiście podkreślił, że 4chan nie zrobił nic złego, w związku z czym mężczyzna zadba o to, aby serwis nie zapłacił ani pensa grzywny.