Założyciel Telegrama: Francuzi nakłaniali do cenzury w Rumunii
Pawieł Durow, czyli jeden ze współzałożycieli tytułowego komunikatora, poinformował, że szef francuskiej agencji wywiadu zagranicznego wystąpił do Telegrama z dość nietypową prośbą.
Pawiełowi Durowowi z francuskim rządem zdecydowanie nie jest po drodze, o czym poświadczyć może fakt, że ojciec Telegrama znajduje się obecnie pod nadzorem sądowym i przebywa w paryskim hotelu Crillon. Oczekuje w nim na wynik śledztwa toczącego się w kontekście domniemanej przestępczości zorganizowanej mającej miejsce na wspomnianym komunikatorze, aczkolwiek, jak się okazuje, Francuzi nie omieszkali podjąć próby wykorzystania Durowa, póki znajduje się on na ich łasce i niełasce.
Francuzi nalegali na wprowadzenie cenzury w Rumunii
O tym, że szef francuskiej agencji wywiadu zagranicznego próbował wywalczyć wprowadzenie cenzury konserwatywnych treści pochodzących z Rumunii, poinformował sam Pawieł Durow, do którego ta prośba trafiła. Nicolasowi Lernerowi, czyli głowie DGSE (Direction générale de la Sécurité extérieure, pol. Generalna Dyrekcja Bezpieczeństwa Zewnętrznego), zależało na tym, aby dostęp do wybranych materiałów został zablokowany jeszcze przed wyborami. Durow grzecznie odmówił, a o zajściu tym poinformował na X-ie:
Jak mężczyzna przekazał w osobnej wiadomości:
Tej wiosny w Salon des Batailles w Hôtel de Crillon Nicolas Lerner, szef francuskiego wywiadu, poprosił mnie o zakazanie konserwatywnych głosów w Rumunii przed wyborami. Odmówiłem. Nie blokowaliśmy protestujących w Rosji, na Białorusi czy w Iranie. Nie zaczniemy tego robić w Europie.
Wybory prezydenckie w Rumunii odbyły się tego samego dnia, co nasze, a więc w niedzielę 18 maja. Zwycięzcą, ku uciesze wielu europejskich państw, okazał się Nicusor Dan, czyli burmistrz Bukaresztu o poglądach określanych jako centrowe.
Wracając jednak do doniesień na temat tego, jakoby francuskie agencje rządowe próbowały pośrednio ingerować w wybory w obcym kraju, warto nadmienić, że Direction générale de la Sécurité extérieure potwierdziło, że jego przedstawiciele złożyli Durowowi wizytę – i to nie raz, a kilkukrotnie na przestrzeni ostatnich lat.
Jak donosi redakcja Reuters, celem tych spotkań podobno było "stanowcze przypomnienie Durowowi o obowiązkach jego firmy i jego własnych, w zakresie zapobiegania zagrożeniom terrorystycznym i związanych z pornografią dziecięcą". Mimo to agencja zaprzecza, jakoby miała cokolwiek wspólnego z próbą wymuszenia wprowadzenia cenzury w związku z rumuńskimi wyborami, a dowodzący nią Nicolas Lerner, wbrew temu, co utrzymuje Pawieł, nie poruszał tego tematu.
Do zarzutów postawionych przez miliardera, pod które przy okazji podpiął się Elon Musk, udostępniając je dalej z wiele wnoszącym komentarzem o treści "wow", odniosło się również francuskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Ono także zaprzeczyło temu, że jakikolwiek urzędnik państwowy próbował wymusić na Durowie ograniczenie wolności słowa w Rumunii.
Z kolei zwycięzca rumuńskich wyborów prezydenckich, wspomniany już Nicusor Dan, stwierdził, że to właśnie komentarze Durowa stanowią "nieuprawnioną ingerencję platformy mediów społecznościowych w proces wyborczy", a ich udostępnianie miało na celu wpłynięcie na przebieg głosowania.
Jakub Dmuchowski, dziennikarz pcformat.pl