Dziwna spiralna struktura na obrzeżach Układu Słonecznego. Intrygujące odkrycie Amerykanów
Obłok Oorta jest chmurą pyłu, lodu, skalnych okruchów i planetoid, na które natrafimy, pokonując olbrzymią odległość od Słońca. Okazuje się, że te w gruncie rzeczy wciąż niezbadane połacie na granicy naszego Układu kryją mnóstwo niespodzianek.
Dla jasności: mówimy tu wciąż hipotetycznej materii, która najprawdopodobniej wypełnia niemal już otwartą przestrzeń międzygwiezdną w okolicach Układu Słonecznego. Naukowcy szacują, że granicą obłoku jest odległość równa 1/4 odległości pomiędzy Słońcem a jego najbliższym gwiezdnym sąsiadem, pośrednimi dowodami na jego istnienie są zaś m.in. długookresowe komety, które odwiedzają wewnętrzne obszary Układu Słonecznego. To właśnie między innymi im badacze postanowili przyjrzeć się bliżej.
Spiralna struktura materii
Przeprowadzając badanie, naukowcy wykorzystali informacje dotyczące orbit komet i oddziaływań grawitacyjnych, jakie możemy zaobserwować wewnątrz i na zewnątrz naszego Układu Słonecznego. Te siły pływowe tak naprawdę "definiują" wygląd Układu Słonecznego, rozmieszczenie materii i to, jak poruszają się również te najdalsze, wciąż hipotetyczne "drobiny" na jego krańcach. By zobaczyć, jak duży jest wpływ rzeczonej grawitacji, naukowcy stworzyli odpowiedni model i umieścili go w superkomputerze NASA o nazwie Pleiades.
Rezultatem przeprowadzonych przez niego obliczeń jest przybliżony wygląd wewnętrznej części obłoku – tej, w której według przypuszczeń badaczy znajduje się najwięcej materii, a która rozciąga się w odległości od 1000 do 10 000 jednostek astronomicznych od Słońca. Okazało się, że przyjmuje ona… spiralny kształt będący niejako miniaturką dysku Drogi Mlecznej i ma on ok. 15 000 j.a. średnicy.
Czy tak to wygląda również w rzeczywistości? Cóż, na ten moment trudno powiedzieć. By potwierdzić rezultat badań, naukowcy będą musieli "przysiąść" do żmudnych obserwacji i "pod lupę" wziąć obiekty, które nie dość, że są na ogół bardzo małe, to jeszcze znajdują się w odległej przestrzeni, zasadniczo niedostępnej człowiekowi. Alternatywny pomysł zakłada jednoczesne pomiary odbijanego przez nie światła pochodzącego z wielu różnych źródeł, zarówno z tła, jak i oczywiście z naszego Słońca. Jest to wykonalne – cały jednak problem w tym, że wciąż nie mamy odpowiednich narzędzi do tego typu obserwacji. Pozostaje więc uzbroić się w cierpliwość.