Test gry Call of Duty: WWII
Jedna z najważniejszych dla graczy serii wróciła do korzeni. Jest II wojna światowa, są okopy frontu zachodniego i spychanie Niemców do samego serca III Rzeszy. Bez wątpienia czuć klimat pierwszych odsłon. Równocześnie jednak parę rzeczy zmieniło się.
Dla kogoś, kto pamięta z historii przebieg walk w Europie Zachodniej, otwarcie gry nie będzie niespodzianką: to lądowanie w Normandii, gdzie wojska sprzymierzone przeprowadziły desant na silnie obsadzone przez Niemców plaże.
Big Red One
Te sceny robią wrażenie: huraganowy ogień, śmierć zbierająca krwawe żniwo nim żołnierskie buty dotkną piasku, a potem konsekwentne przedzieranie się przez linie wroga. W ogólnym kształcie kampania jest bardzo wciągająca i prowadzi nas przez ikoniczne starcia: jest Normandia, wyzwalanie Paryża, są walki w Akwizgranie, ofensywa w Ardenach i w końcu – przekroczenie linii Renu. I w tym miejscu, nie licząc dość oszczędnie pokazanego epilogu, misje dla samotnego gracza kończą się, pozostawiając niedosyt. Historia mówi, że Big Red One, czyli dywizja, której losy śledzimy, nie brała udziału w walkach o Berlin i zakończenie fabuły na przeprawie przez wspomnianą rzekę jest uzasadnione. Chcielibyśmy jednak tę rozgrywkę pociągnąć dalej i iść z chłopakami choćby do Czechosłowacji. Same misje, jeśli chodzi o oskryptowanie, są też bardziej skromne niż w przypadku trylogii Modern Warfare. Przez to gra nie jest przegadana. Słowem – to standard, który nie zaskakuje. CoD to po prostu solidne, drugowojenne strzelanie – nic poza tym.
Lepiej jest w trybach sieciowych. Gracz może zaciągnąć się do jednej z kilku dywizji, które w tej odsłonie gry są odpowiednikiem klasy postaci. Każda z nich ma określony zestaw uzbrojenia oraz umiejętności do wyboru oraz odblokowania. Nowinką jest tryb wojny – czyli nowy rodzaj rozgrywki, gdzie gracze stają przed serią zadań do wypełnienia. Jedna strona broni się, druga naciera, zajmując np. po drodze punkt oporu w opanowanej początkowo przez Niemców kamienicy czy budując pod ogniem wroga most, po którym przejedzie później sojuszniczy czołg. Ten tryb rozgrywki przywodzi na myśl legendarną już wśród fanów FPS-ów grę Wolfenstein: Enemy Territory i jest wielką zaletą CoD: WWII.
Trochę technikaliów
Tym, co może zaniepokoić posiadaczy starszych maszyn, są dość wysokie wymagania sprzętowe. Grę testowaliśmy na Radeonie R9 380 i Core i5-6600K. Automatyczne ustawienia przy rozdzielczości Full HD obcięły jakość grafiki do poziomu średniego, a i tutaj podczas walk o największym natężeniu pojawiały się widoczne spadki płynności. Inna rzecz, że grafika na średnich ustawieniach prezentuje się dobrze, a pole walki wygląda sugestywnie: sporo tu detali, widać, że silnik gry przeszedł kolejne, pozytywne modyfikacje. Udźwiękowienie jest w porządku, choć polski dubbing brzmi dość patetycznie. Nie powinno więc dziwić to, że ktoś zdecyduje się na grę w języku angielskim (odpowiednia opcja znajduje się we właściwościach gry na Steamie).
Call of Duty: WWII jest grą udaną. Kampania dla pojedynczego gracza wypada nieco słabiej niż moduł dla wielu graczy i jeśli single jest dla kogoś daniem głównym, to mimo wszystko niech w pierwszej kolejności kupi zrecenzowanego obok Wolfensteina II. Jeśli jednak wolicie wskoczyć w wir sieciowej rozgrywki, to CoD sprawdzi się w tej roli wyśmienicie.