HardwareTest myszek, które nie przegryzą portfela

    Test myszek, które nie przegryzą portfela

    Profesjonalne myszki dla graczy mogą kosztować nawet 600 złotych, ale zwykle taka inwestycja będzie przesadą. Wystarczy rozejrzeć się, aby znaleźć sensowne urządzenia w cenie do 160 złotych. Grzegorz Karaś/Krzysztof Kempski

    Test myszek, które nie przegryzą portfela

    Jakość gryzonia w głównej mierze zależy od umieszczonego w niej sensora. Zasada jego działania jest prosta. Emiter odpowiada za wysyłanie wiązki światła, które pada na podłoże. Następnie czujnik odczytuje zmiany w obrazie podłoża wynikające z przesuwania myszki. Sensory w myszkach dzielą się na optyczne i laserowe. O ile w przypadku tych pierwszych emitowane jest światło (na ogół w paśmie niewidzialnym przez człowieka), o tyle drugie korzystają – jak sama nazwa wskazuje – z lasera niewielkiej mocy. Jego wiązka jest bardziej skupiona, dzięki czemu teoretycznie możliwe jest uzyskanie większej czułości i precyzji działania – odbywa się to jednak kosztem większej czułości na jakość podłoża. Skutkuje to też wzrostem kosztów produkcji. W ostatecznym rozrachunku więc to właśnie myszy optyczne dziś dominują. Tak też sprawa wygląda w przypadku myszek, które przetestowaliśmy.

    Tylko optyka

    Siłą rzeczy w tańszych konstrukcjach nie spotkamy czujników z najwyższej półki – te na ogół powstają wspólnymi nakładami największych producentów akcesoriów i wiodących producentów sensorów na zasadach wyłączności dla danej firmy. W przypadku myszek do 160 złotych znajdziemy więc ogólnodostępne, a nie skrojone na wymiar sensory optyczne. A te mogą być różne. O ile topowe czujniki Pixarta zapewniają precyzję, co do której trudno mieć jakiekolwiek zastrzeżenia, o tyle już jakość starszych tego typu podzespołów lub tych produkowanych przez mniej renomowanych wytwórców może budzić poważne zastrzeżenia.

    Niekiedy na pierwszy rzut oka trudno stwierdzić, który gryzoń jest wart uwagi. Związane jest to z kilkoma faktami. Pierwszy to brak rzetelnej informacji na opakowaniu. Producenci najczęściej eksponują na pudełku przede wszystkim wartości DPI – w myśl zasady, że im wyższa tym lepiej. To strategia marketingowa, która w praktyce nic nie znaczy. Co z tego, że gryzoń potrafi działać w rozdzielczości 10 000 DPI, skoro większość graczy i tak używa myszki w zakresie 800–1500 DPI? Profesjonalni gracze zaś rzadko korzystają z czułości powyżej 1000 DPI. Co prawda można wysnuć tezę, że im wyższa maksymalna czułość, tym lepiej urządzenie radzi sobie z niższymi wartościami, ale w praktyce wnioski takie mogą być pochopne.

    Kolejna rzecz to prędkość przesuwu, przy jakiej czujnik pracuje prawidłowo, a także maksymalne dopuszczalne przyspieszenie. To bardzo istotny czynnik: dynamiczne gry wymagają gwałtownych reakcji, a co za tym idzie – prędkich ruchów. Gdy reagując na sytuację, przekroczymy maksymalne parametry, gryzoń odmówi posłuszeństwa, a nasza reakcja nie zostanie przeniesiona na ekran. Innymi słowy, przegramy, bo zawiódł sprzęt, nie człowiek.

    Między teorią a praktyką

    Najlepsze obecnie sensory cechują się parametrami, które daleko wykraczają poza zdolności motoryczne człowieka. W przypadku np. Logitecha G102 Prodigy producent deklaruje pracę bez zakłóceń przy prędkości nawet 7,92 m/s – dla typowego gracza osiągnięcie takiej prędkości graniczy z niemożliwością. W praktyce bowiem bardzo trudno wykonać ruch szybszy niż 5–6 m/s, zaś przeciętny gracz podczas najbardziej dynamicznych meczy rzadko przekracza 3 m/s.

    Wspomniany model myszy Logitecha został wyposażony w topowy sensor – nie wszyscy producenci jednak, jak już zostało powiedziane, takowe stosują. Z duża nieufnością należy więc podchodzić do konstrukcji, gdzie firma nie podaje nazwy sensora lub jego parametrów użytkowych z maksymalną prędkością na czele. Oznacza to na ogół, że wewnątrz myszy znajdziemy czujnik, który z dużym prawdopodobieństwem zawiedzie przy dynamicznej grze. Urządzenia tego typu najczęściej nie mają problemów podczas zwykłej pracy nawet na bardziej wymagających powierzchniach, choć potrafią zawieść już przy prędkościach rzędu 1–2 m/s. Pół biedy jeżeli taka mysz trafi do miłośników turówek lub gier logicznych. Ale już w meczach sieciowych, np. w shooterach czy rozgrywanych na profesjonalnym poziomie RTS-ach, takie ograniczenie będzie sporym problemem.

    Równie istotne, jak prędkość jest przekazywanie ruchu bez przekłamań. Chodzi tu przede wszystkim o brak akceleracji pozytywnej – pozbawiona jej myszka przesuwana na tym samym dystansie zawsze precyzyjnie odzwierciedli ruch na ekranie, przesuwając np. postać lub kursor na jednakową odległość. Równie istotny jest brak krótkotrwałych odchyleń od ustalonej charakterystyki (ang. jitter). Zjawisko to objawia się „pływaniem” kursora, gdy próbujemy narysować linię prostą– pojawiają się wówczas widoczne na niej fale lub – gdy zakłócenia są wysokiej częstotliwości – nieregularne drgania, które sprawiają, że na linii pojawiają się ostre krawędzie i załamania.

    Dość istotnym parametrem w kontekście szybkiego oddawania ruchu myszki na ekranie jest też tzw. częstotliwość raportowania, czyli liczba odczytów w jednostce czasu. Dla tańszych modeli wartość ta wynosi często zaledwie 125 Hz, co wyraźnie obniża jakość odwzorowywania ruchu kursora na ekranie i powoduje pojawianie się predykcji – co jest związane z poczuciem pewnej „bezwładności” kursora. Ideałem jest tutaj 1000 Hz i dla takich ustawień tego rodzaju negatywne efekty nie są już wyczuwalne.

    Obraz

    Czas na personalizację

    Kiepski sensor to największa oszczędność dla producentów niedrogich gryzoni – ale niejedyna. W przypadku najtańszych modeli najczęściej nie uświadczymy też obsługującego myszkę oprogramowania. Choć regulowana czułość i odpowiadający za nią przycisk to obecnie standard, bez softu najczęściej jesteśmy skazani na ustawienia producenta. Sterownik pozwala też czasami włączać lub wyłączać akcelerację – najczęściej z perspektywy gracza jest ona niepożądana, niektórzy jednak nauczyli się korzystać z tego zjawiska. Nie znaczy to jednak, że gryzonie pozbawione własnego oprogramowania są gorsze – wszystko zależy tu od klasy sensora i tego, jak zostanie wykorzystany jego potencjał w połączeniu z pozostałymi elementami myszki. Cieszy natomiast, że nawet w tanich modelach deklarowane parametry czułości dość dobrze odpowiadają rzeczywistym – choć zasadą to nie jest.

    Bez oprogramowania tracimy też zwykle możliwość personalizacji podświetlenia – jeśli takowe występuje – czy konfigurowania własnych makr. Choć dodatkowe przyciski powszechnie pojawiają się nawet w myszkach za 35 zł, w tańszych modelach ich funkcje są już zdefiniowane odgórnie. W tym przedziale cenowym trudno też na ogół o mechanizm regulacji masy gryzonia.

    Nie dysponując wielkim budżetem, lepiej też nastawić się na mysz z kablem. Choć znajdziecie w tym przedziale cenowym modele bezprzewodowe, wynika to najczęściej z poczynionych przez producenta oszczędności. Możliwości są dwie: sensor gorszej jakości lub odbiornik sygnału pracujący z częstotliwością 2,4 GHz. W takim paśmie pracuje sporo różnego rodzaju sprzętu domowego – routery, telefony komórkowe, ba, nawet mikrofalówki, co sprawia, że zwłaszcza w budynkach wielorodzinnych podczas pracy mogą pojawić się zakłócenia. W sprzedaży są też modele z mniej narażonym na zakłócenia nadajnikiem 5 GHz – tyle, że ich cena jest odpowiednio wyższa. W przypadku przewodu warto jedynie zwrócić uwagę na to, czy znajduje się on w oplocie, co znacząco zwiększa trwałość sprzętu. Ideałem jest kabel odpinany – wówczas możemy go nawet wymienić, a i taka możliwość ułatwia transport.

    Kwestią dyskusyjną jest z kolei opór stawiany przez ślizgacze i przyciski. W teorii im mysz łatwiej przemieszcza się po podkładce, tym lepiej. Większość testowanych myszek ma ślizgacze teflonowe, a opór różni się w zależności od ich liczby oraz rozmieszczenia. Niektóre gryzonie jednak wyposażono w ślizgacze metalowe, co sprawia, że z podkładkami materiałowymi współpracują wprost fenomenalnie.

    Do takich myszek i ich podatności na przemieszczanie trzeba się jednak przyzwyczaić – część graczy narzeka nawet, że przemieszczają się… zbyt łatwo. Metalowe ślizgacze gorzej współpracują też z powierzchniami porowatymi, a w dłuższej pespektywie mogą nawet niszczyć podkładki tego rodzaju – w końcu metal charakteryzuje się wyższą twardością niż teflon. Trochę inaczej sprawa wygląda z oporem kliku przycisku myszy: ten powinien być pewny i wyczuwalny, ale też niezbyt twardy.

    Bardziej profesjonalne modele kuszą oczywiście lepszymi osiągami czy większą liczbą dodatkowych przycisków – często dopasowanych nawet liczbą i ich układem pod konkretne gatunki czy nawet gry. Mają wreszcie więcej możliwości ustawienia podświetlenia. To wszystko jednak potrafi zaciemnić obraz produktu. Dlatego tym bardziej cieszy, że wystarczy ok. 150 złotych, by kupić naprawdę dobrego, a co najważniejsze – uniwersalnego gamingowego gryzonia. Na kolejnych stronach prezentujemy wynik testu zebranych przez nas urządzeń oraz bardziej szczegółowe informacje o myszkach, które w testach wypadły najlepiej.

    Procedura testowa

    Po wyjęciu myszki z pudełka spisujemy parametry i oceniamy ją wizualnie – ocenie podlega kształt, walory użytkowe, ale też jakość materiałów oraz spasowanie elementów. W testowanym przedziale cenowym dominuje tworzywo, aczkolwiek jego jakość bywa różna. Większość modeli, które trafiły do redakcji ma teflonowe ślizgacze, metalowe to nieliczne wyjątki.

    Test oporu ślizgaczy oraz przycisków wykonywany jest siłomierzem – tym samym dla wszystkich urządzeń, które sprawdzamy na tej samej materiałowej podkładce. Dla ślizgaczy mniejszy opór oznacza wyższą ocenę. Oceniamy również siłę kliku, szukając wartości optymalnych, jak i oceniając samą przyjemność z obsługi gryzonia. Klik powinien być wyraźny, ale nie zbyt twardy.

    Sensor sprawdzany jest na kilku powierzchniach, korzystając z podkładek materiałowych i plastikowych – tu pod uwagę bierzemy powierzchnię matową i błyszczącą. Oceniamy również, jak myszka radzi sobie z okleiną biurkową, a także szkłem matowym i przezroczystym. Ponownie – korzystamy z tych samych podłoży dla każdej myszki.

    Oprócz testu współpracy ze zróżnicowanymi powierzchniami, badane jest też występowanie negatywnych efektów, takich jak jitter (zniekształceń sygnału) czy predykcja dla kilku progów czułości. By sprawdzić, czy występuje jitter, wykonano test w Paincie, rysując skośne linie, a następnie oceniano ich kształt. Celem wykrycia predykcji rysowaliśmy spiralne ślimaki. Testy prowadzono dla wartości 400, 800, 1600 i 3200 dpi – chyba, że dana myszka nie umożliwiała płynnej regulacji czułości. W takim przypadku sprawdzaliśmy ww. zjawiska, korzystając ze zdefiniowanych progów czułości.

    Sprawdziliśmy też w programie MouseTester rzeczywistą wartość DPI dla wybranych ustawień według wcześniej nakreślonego wzoru postępowania, a także rzeczywistą prędkość, z jaką może pracować myszka. W przypadku niektórych modeli producent deklaruje nawet 10 m/s, ale w praktyce 4 m/s to już wartość bardziej niż zadowalająca – myszki ją osiągające otrzymywały ocenę bardzo dobrą. Podyktowane jest to faktem, że mało kto potrafi osiągnąć większą prędkość przesuwu gryzonia.

    Ostatni krok to ocena oprogramowania. Oceniamy jego funkcje oraz prostotę obsługi. Obecność sterownika nie jest niestety normą w przypadku tańszych modeli – co także musiało znaleźć swoje odzwierciedlenie w końcowej nocie.

    Obraz

    W modelu Razer Naga Trinity mamy do wyboru jeden z trzech wymienialnych paneli bocznych.

    Jak już wspomnieliśmy, markowe gryzonie są droższe. Za co więc płacimy czasem nawet kilkukrotność ceny najdroższego z przetestowanych modeli? Przede wszystkim – sensor. To jednak trochę już dążenie do doskonałości wykraczającej daleko poza to, co typowemu użytkownikowi potrzeba do szczęścia. Topowe konstrukcje radzą sobie z prędkościami i przyspieszeniami, których i tak nigdy nie osiągniemy na biurku. Poza tym – materiały i unikatowe cechy konstrukcyjne. W najdroższych myszkach często stosowane jest tworzywo i metal najwyższej jakości. Ostatnim krzykiem mody są też… dziurawe obudowy. Perforacja wierzchniej części i spodu pozwala zbić wagę gryzonia do nawet ok. 50 g – czyli myszki takie są dwukrotnie lżejsze od zwycięzcy naszego zestawienia.

    Sprzęt z najwyższej półki to też unikatowe cechy. Myszka Corsaira dla fanów MMO pozwala odkręcić blok z bocznymi klawiszami i przesunąć go do przodu lub do tyłu – tak, by przyciski były pod kciukiem, niezależnie od jego długości. Razer Naga Trinity z kolei ma trzy panele boczne do wyboru: jeden tradycyjny, jeden z siedmioma przyciskami ułożonymi w okręg i jeden z dwunastoma przyciskami w formie prostokątnej miniklawiatury. Wybieramy ten, który odpowiada nam najbardziej i go przypinamy. Przykłady tego rodzaju można mnożyć – jeśli ktoś jest entuzjastą silnie wyspecjalizowanych konstrukcji, na pewno znajdzie wśród najdroższych konstrukcji coś dla siebie.

    Dla wielu jednak kluczowe jest oprogramowanie. Najwięksi producenci mają własny soft, który jednocześnie jest platformą pozwalającą obsługiwać inne akcesoria tego samego wytwórcy. I tak: instalując G Hub, skonfigurujemy za jego pomocą nie tylko gryzonia, ale i słuchawki oraz klawiaturę czy głośniki Logitecha. Jasne, to sprytna sztuczka przywiązująca użytkownika do marki – ale równocześnie świetna sprawa, bo zamiast czterech aplikacji mamy jedną, a do tego najczęściej wszystkie peryferia potrafią ze sobą współpracować, np. synchronizując podświetlenie.

    Czy to jest potrzebne? Na to pytanie można odpowiedzieć z punktu widzenia rynku: skoro się sprzedaje, to owszem. Równocześnie jednak spokojnie można się obyć bez wszystkich tych wodotrysków i po prostu kupić dobrego gryzonia za rozsądną cenę – w czym, mamy nadzieje, pomoże nasz test.

    Podsumowanie testu

    Przygotowując materiał, postanowiliśmy zebrać gryzonie, za które trzeba zapłacić nie więcej jak 160 zł. Kwota ta wybrana została nieprzypadkowo. W tej cenie możemy kupić myszki charakteryzujące się bardzo dobrymi parametrami użytkowymi, a częstokroć są już całkiem bogato wyposażone w różnego rodzaju dodatki, które na ogół są właściwe markowym produktom z najwyższej półki. Tych ostatnich siłą rzeczy w naszym zestawieniu brak – myszki renomowanych producentów kosztują nawet po kilkaset złotych.

    Testy pokazały, że to była trafna decyzja: praktycznie wszystkie gryzonie w przedziale cenowym 100–150 zł otrzymały zasłużoną ocenę bardzo dobrą. To zasługa przede wszystkim dobrych sensorów, które gwarantują poprawne przekazywanie ruchu po podkładce na ekran komputera. Z wysoko ocenionych modeli jedynie Hama uRAGE Reaper 10K nie chwaliła się rodzajem użytego czujnika – jednak testy pokazały, że z całą pewnością nie jest to Avago 3090, który można było znaleźć w poprzedniej edycji tego modelu– bez dopisku „10K” w nazwie. Dziwna może wydawać się nota 4,61 dla Tracera Gamezone Torn, który wyposażono w sensor PMW3325. Maksymalna prędkość, z jaką gryzoń pracuje poprawnie, to ok. 2,5 m/s – czyli nieco mniej niż 3–3,5 m/s, jakie jest w stanie wycisnąć z urządzenia typowy gracz. Mysz zapunktowała gdzie indziej: bardzo dobry rezultat zapewniły wysoka jakość wykonania i dodatkowe cechy, które w ostatecznym rozrachunku nabiły Tracerowi punktów.

    Jak widać, wydawanie sporych pieniędzy na sprzęt nie zawsze ma sens. Ale patrząc z drugiej strony, jeżeli ktoś szuka dobrej myszki do grania, raczej nie powinien patrzeć na modele poniżej 90 złotych. Ostatnie zaś miejsca w teście zajęły urządzenia, których cena nie przekracza 60 zł. Wszystkie tracą na tym samym: ich wspólnym mianownikiem jest przede wszystkim kiepski sensor, który cechuje się w niektórych przypadkach wręcz karygodnie niską prędkością, przy której nie występuje akceleracja negatywna i inne anomalie związane z „nienadążaniem” elektroniki za ruchem użytkownika. Swoje trzy grosze dorzuciły też niepokrywające się z deklaracjami producenta DPI, a także występowanie jittera czy predykcji. Kupując tanią myszkę, ze względu na dość powszechny w przypadku tych urządzeń brak oprogramowania, nie mamy nawet możliwości zmiany czułości według własnych preferencji. Zamiast tego jesteśmy skazani na ogół na cztery zdefiniowane na sztywno przez producenta progi DPI.

    Kontakt z najtańszymi urządzeniami w niektórych przypadkach był źródłem niekłamanego zdumienia. Częstokroć teksty pokazywały, że deklaracje producenta lub dystrybutora sobie, a rzeczywistość – sobie. Zdarzało się, że deklarowana czułość od faktycznej różniła się nawet o 1000 DPI. Na szczęście w urządzeniach nieco tylko droższych tak drastyczne różnice nie występowały.

    Jaka myszka do konkretnego gatunku gier?

    Wedle panującej dziś mody, fani FPS-ów powinni zwrócić uwagę na modele, które są lekkie i świetnie przesuwają się po podkładce, jednocześnie mając bardzo dobrą prędkość. Bardzo fajnie prezentuje się tu Krypton 800. Nie ignorowalibyśmy jednak także podstawowego modelu Logitecha – G102 Prodigy. Na pierwszy rzut oka prezentuje się mało atrakcyjnie, ale kryje ona w sobie jeden z najlepszych sensorów. Do tego niedawno Logitech zdecydował się na stałe obniżyć jego cenę – w momencie debiutu kosztował 149 zł, teraz zaledwie 99 zł. To też świetna myszka dla właścicieli laptopów – zmieści się w każdej torbie. Ciekawym pomysłem może okazać się także P30 Pro marki Bloody. To jednak myszka dość specyficzna, do której trzeba się przyzwyczaić – ze względu na metalowe ślizgacze śmiga po podkładce z taką lekkością, że z początku wydaje się to aż dziwne.

    Z uniwersalnych konstrukcji warto wymienić oczywiście zwycięzcę: Modecom Volcano GMX5 Beast to rzeczywiście bestia, która prócz ergonomicznego kształtu obudowy pozwala nam zmodyfikować swoją wagę, a jej sercem jest świetny PMW3360. Ze względu na bardzo dużą liczbę przycisków gryzoń ten powinien również przypaść do gustu grającym w MOBA lub MMO. Ciekawą i uniwersalną, ale z zupełnie innego powodu, konstrukcją jest również Patriot Viper V551. To urządzenie ze względu na symetryczną i estetyczną obudowę polecamy leworęcznym – należy jednak pamiętać, że ze względu na przyciski boczne po obydwu stronach, te nieużywane są podatne na przypadkowe wciśnięcia – nie jest to jednak nic, czego nie dałoby się obejść wyłączeniem tych przycisków w oprogramowaniu.

    A co do pracy biurowej? Cóż, praktycznie każda myszka, która trafiła do testów jest mniej lub bardziej wyraźnie kierowana do graczy. Nie znaczy to jednak, że nie mogą stanąć na biurku, gdzie przez ekran śmigają kolumny Excela. Jeśli ktoś jednak wolałby mniej krzykliwą formę, powinien zacząć od… wyłączenia podświetlenia. Nie zawsze jednak będzie to możliwe. Niektóre myszki pozwalają pozbyć się iluminacji, inne z kolei będą się jarzyć jak choinka niezależnie od tego, co zrobimy – to dotyczy przede wszystkim najtańszych i pozbawionych oprogramowania konstrukcji. Zdarzy się też – jak w przypadku Reapera 10K – że dostaniemy możliwość wyłączenia części iluminacji, rolka jednak tak czy inaczej swym kolorem będzie sygnalizować zdefiniowaną wcześniej czułość.

    Wielkość ma znaczenie

    W tym miejscu powinniśmy napisać, że małe myszki pasują do małych dłoni, a większe – do większych. Raz jednak, że byłby to truizm, dwa – rozmiary gryzoni niekoniecznie przekładają się na komfort pracy – czasem po prostu kształt, który jednym odpowiada, dla innych jest dyskwalifikujący. Idealnie więc byłoby przed zakupem upatrzonego gryzonia, przymierzyć go sobie w sklepie jak rękawiczkę. Niech to będzie ostatni test – ale jego przeprowadzenie pozostawiamy już Czytelnikom.

    1 miejsce – Modecom Volcano GMX5 Beast

    To myszka, która w testach wyróżnia się największą liczbą dodatkowych przycisków – łącznie jest ich aż 10. To wystarczająco dużo, by grać na niej komfortowo m.in. w produkcje z gatunków MOBA czy MMO. Trudno jednak wrzucić tego gryzonia do wspomnianych szufladek – w istocie to konstrukcja bardzo uniwersalna. Cieszy też możliwość zmiany wagi, którą można modyfikować za pomocą maksymalnie 8 odważników ważących po 2,5 grama każdy. Po umieszczeniu obciążników wewnątrz obudowy masa urządzenia jest wyczuwalna, ale gdy je wyjmiemy, mysz może posłużyć nawet do przyjemnej gry w FPS-y. Bryła jest ergonomiczna i dzięki odpowiedniemu

    Plusy

    możliwość regulacji wagi
    spora liczba dodatkowych przycisków
    bardzo precyzyjny sensor

    Minusy

    oprogramowanie czasami się zacina
    ma problem z błyszczącymi powierzchniami

    2 miejsce – Genesis Krypton 800

    Krypton 800 zaraz po premierze stał się synonimem najlepszej myszki dla graczy za rozsądne pieniądze – najlepiej poradził sobie również w naszym teście. Jego konstruktorom udało się połączyć elegancję i efektowny wygląd. Do tego dzięki symetrycznej bryle nada się on również dla użytkowników leworęcznych. Do tego boki wyprofilowano tak, że raczej trudno o przypadkowe naciśnięcia klawiszy funkcyjnych palcem serdecznym. Krypton świetnie leży w dłoni i ma bardzo dobry sensor, który poradzi sobie nawet z bardziej wymagającą powierzchnią. To sprzęt, który każdemu powinien przypaść do gustu.

    Plusy

    bardzo dobry sensor optyczny
    prosty i efektowny wygląd
    nada się również dla leworęcznych

    Minusy

    trochę droższa od reszty stawkii

    3 miejsce – Genesis Krypton 770

    Podium zamyka Krypton 770 – myszka wyposażona w sensor PMW3360. Co do dokładności nie można mieć tu żadnych zastrzeżeń: nieco obniżona ocena za precyzję wynika w tym wypadku z czułości niezgodnej z deklaracjami producenta – źle jednak nie jest, bo to maksimum kilkanaście procent, co może zrobić różnicę jedynie bardziej wybrednym graczom grającym na niskim DPI. Poza tym nic jej w zasadzie nie brakuje – odstaje co prawda od modeli z metalowymi ślizgaczami pod względem siły koniecznej do przesunięcia gryzonia, jednak to detal istotny jedynie dla fanów FPS-ów. Całościowo bowiem to udana konstrukcja, która po prostu nie zawiedzie.

    Plusy

    świetny sensor
    wygodna
    estetyczna

    jeden z cięższych modeli
    drobne odchylenia względem deklarowanego DPI

    Dokładne opisy testów pojedynczych myszek wraz z grafikami znajdziecie w numerze 1/2020 PC Formatu.

    Wybrane dla Ciebie