TechnologieBoty po dwóch stronach mocy

    Boty po dwóch stronach mocy

    Rzadko kiedy poświęca się im uwagę. Niesłusznie. Boty generują ponad jedną trzecią internetowego ruchu bez nich sieć z pewnością wyglądałaby inaczej.

    Boty po dwóch stronach mocy

    Gdyby pierwszy internetowy bot jeszcze „żył”, byłby trzydziestolatkiem. Ten historyczny egzemplarz pojawił się wraz z popularnym w latach 80. IRC-em (ang. Internet Relay Chat). Wczesne boty o wdzięcznych imionach Puppe Jyrki Alakuijala, Game Manager Grega Lindahla i Barman Billa Wisnera miały za zadanie symulować obecność użytkowników i ruch na kanale, aby uniemożliwić blokadę serwera z powodu braku aktywności. Ale wykonywały też inne akcje: wyrzucały użytkowników z kanałów, „odpowiadały” na rozmaite pytania, prowadziły gry towarzyskie i konkursy.

    Boty w słusznej sprawie

    Pojęcie „robota” jako istoty wyręczającej człowieka w żmudnej i ciężkiej pracy zostało po raz pierwszy użyte przez czeskiego pisarza Karela Čapka w 1920 roku w sztuce „Rossumovi Univerzální Roboti”. Czechowi pewnie się wówczas nawet nie śniło, że po niespełna stu latach roboty będą faktycznie zastępować nas w wielu pracach fizycznych. A już na pewno nie to, że zastąpią człowieka w sztuce konwersacji i wielu innych zadaniach wymagających wkładu „myślowego”, czyli zbudowania sieci neuronalnej. Ale tak się stało – internetowe boty (swoje imię zawdzięczają starszym kuzynom – robotom) wykonują wszystkie te czynności, które dotąd wykonywał w internecie człowiek, a na dodatek robią to nieporównanie sprawniej i szybciej.

    Najpowszechniejszym zajęciem botów jest indeksowanie – pierwszy w tej roli wystąpił WebCrawler, program opracowany już w 1994 r. na Uniwersytecie w Waszyngtonie. Najsłynniejszym botem indeksującym (zwanym też pająkiem) jest oczywiście Googlebot, który wykrywa (lub aktualizuje) niezliczoną liczbę nowych stron, pobieranych z milionów serwerów na świecie, i dodaje je do indeksu Google. Bez tego pracowitego bota słynne algorytmy wyszukujące Google nie miałyby żadnej szansy. Boty indeksujące to przedstawiciele sporej rodziny tzw. dobrych botów. Ta armia składa się z żołnierzy, którzy pomagają nam często w sposób, którego nie jesteśmy w ogóle świadomi. Pracują po cichu, w tle, ale za to niezwykle skutecznie. Dobre boty pozwalają na sprawne przeprowadzenie ogromnej liczby procesów, bez których obecnie nie wyobrażamy sobie działania internetu. Dzięki botom zbierającym informacje o cenach produktu możemy porównywać ceny kupowanego sprzętu elektronicznego i szukać najtańszej oferty wakacyjnej. To one wertują strony w poszukiwaniu informacji o pogodzie, kursach walut i ważnych newsów ze świata, dbają o bezpieczeństwo użytkowników (np. kasując niezgodne z regulaminami treści) czy – tropiąc plagiaty na YouTubie – stoją na straży przestrzegania praw autorskich.

    Kariera czatbotów

    W ostatnim czasie prawdziwą karierę robią jeszcze inne pomocne boty: chatboty. Są to miniaplikacje, które wchodzą w interakcje z użytkownikiem za pomocą naturalnego języka. Można śmiało powiedzieć, że świat trochę oszalał na ich punkcie – wirtualni konsultanci, z którymi można „porozmawiać” na czacie, udzielają informacji o różnych produktach i usługach, obsługują płatności i rezerwacje lotnicze, pomagają planować wakacje, informują o przecenach i rabatach, robią wyceny i asystują w zakupach. Za ich pomocą możemy zamówić pizzę, zabukować miejsce w hotelu i zgłosić zalanie mieszkania. Chatboty są obdarzane imieniem i awatarem, często animowanym i zmieniającym swoje zachowanie w zależności od przebiegu rozmowy. Mają też swoją „osobowość”, która przejawia się w używanym przez nie języku oraz stylu prowadzenia konwersacji.

    Co ciekawe, charakter gadającego bota jest „kształtowany” stopniowo, na bazie każdej wypowiedzi użytkowników, która trafia do bazy wiedzy chatbota. Na polskim rynku najbardziej wyrazistym i interaktywnym przypadkiem była Ania – wirtualna asystentka InPostu, która po tym, jak użytkownik wpisał sekretne hasło, robiła striptiz, ściągając jedną część garderoby za każdą prawidłową odpowiedź rozmówcy na zadawane przez nią pytania. Kontrowersyjna Ania zniknęła jednak z sieci, dziś zastępuje ją Paczucha, z którą rozmowa – choć zabawna – nie dostarcza już takich emocji.

    Osobowość bota

    Z botami możemy pokonwersować na stronach WWW, jednak prawdziwe ich zatrzęsienie jest na komunikatorach. W samym tylko Messengerze rezyduje ponad 300 000 chatbotów. Chatboty były jednym z największych trendów technologicznych ubiegłego roku, a eksperci branży IT wieszczą, że do 2020 r. 85 proc. wszystkich interakcji z klientami będą obsługiwali wirtualni asystenci. Skoro tak, postanawiam przetestować ten – jak mówią niektórzy – technologiczny gadżet przyszłości. I to w wersji najbardziej zaawansowanej – stawiam na bota reprezentującego telewizję 4FUN.TV, który okazał się najlepszym polskim botem konwersacyjnym w rankingu przeprowadzonym przez K2 Digital Transformation („Polskie chat boty 2018. Raport”).

    Zapowiada się ciekawie: „FUNBOT emanuje wyluzowanym stylem marki, którą reprezentuje. Zabawny copywriting, gęsto usiany emotikonkami, wprowadza rozmówcę w rozrywkową rzeczywistość 4FUN.TV, z przebojami i celebrytami” – tak charakteryzowały usługę różne gremia. – Chcę się zabawić. Co proponujesz? – zagaduję bota na Messengerze. Bot reaguje „rozrywkowo”: „Wiedza NIEzbędna: Podobno godzinę po przetarciu stopy przekrojoną cebulą, odczuwa się jej smak w buzi. Na Twoje pytanie odpowiedź może znać tylko moderator. Chcesz go zapytać? PS. Przyznaj się – myślisz już o tym, żeby wypróbować ten numer z cebulą?” Gdy dla draki wpisuję „chuj”, słyszę: „Sama jesteś chuj! Doooobra, żart. Nie? No. Wpisz to samo – ale najlepiej innymi, ŁADNIEJSZYMI słowami, OK? Albo wróć do menu głównego. Jak tam chcesz Katka”. Funbot potrafi sprawdzić, co leciało na antenie minutę temu i w ubiegłym tygodniu, można mu wysłać zdjęcie na konkurs i za jego pośrednictwem zagłosować na piosenkę, jednak trudno powiedzieć, żeby nasza rozmowa należała do szczególnie udanych.

    (Za) długi język botów

    I nic w tym dziwnego. Chatboty wiele potrafią – mogą np. wykorzystać elementy przetwarzania języka naturalnego (ang. NLP – Natural Language Processing), rozpoznawać obraz, wykryć nastawienie emocjonalne rozmówcy (tzw. analiza sentymentu) etc., jednak zwykle nie wychodzą poza prowadzenie prostych, schematycznych dialogów. Większość z nich nie wykorzystuje sztucznej inteligencji, za ich sukcesem stoją zazwyczaj ich twórcy ze swoją „prawdziwą inteligencją” – umiejętnością analizy i optymalizacji, tworzenia kolejnych ścieżek i scenariuszy rozmów oraz sztuką przewidzenia zachowania użytkownika.

    Owszem, algorytmy zdolne do spontanicznego i samodzielnego generowania odpowiedzi są rozwijane, jednak to na rynku wciąż rzadkość, zarezerwowana dla największych technologicznych gigantów i to głównie za oceanem. To zresztą stamtąd pochodzą liczący się na rynku wirtualni asystenci głosowi – Siri czy Alexa, zwane czasem (chat)botami III generacji.

    Obraz

    Wykorzystanie w biznesie zaawansowanych chatbotów, opartych na AI, może budzić obawy związane z trudnością kontroli wypowiedzi, które mogłyby np. naruszać prawo. Wszyscy pamiętamy historię Tay – społecznościowego bota Microsoftu wykorzystującego sztuczną inteligencję. Botka, z którą można było rozmawiać na Twitterze, miała zachowywać się i reagować jak nastoletnia dziewczyna (w tym celu zaprogramowano jej znajomość slangu millenialsów). Jednak ponieważ swój słownik i składnię opierała na faktycznych rozmowach z ludźmi w sieci, bardzo szybko nauczyła się popularnego angielskiego słowa na „f”, zaczęła nazywać innych użytkowników „tatuśkami” i stała się fanką Hitlera.

    Amerykański gigant w ciągu kilkunastu godzin usunął pojętną nastolatkę z cyfrowego świata i nie zdecydował się na powtórzenie eksperymentu. – Historia Tay okazała się świetnym studium przypadku: „Zbudujmy bota, który uczy się od ludzi” – zauważył na łamach „Science Magazine” Alexander Rudnicky, informatyk i naukowiec z Uniwersytetu w Pittsburghu. Okazało się, że to nie działa, bo nie możemy kontrolować, czego uczy się robot i od kogo.

    Czarne charaktery sieci

    Microsoftowa Tay to też znakomity przykład tego, że boty „programowane” przez nieodpowiednie osoby mogą narobić sporo zamieszania. To jest właśnie domeną tzw. złych botów. Przeczesują one internet, zbierając adresy e-mail z różnorakich formularzy wypełnianych online, aby potem wysłać nam spam, rozprzestrzeniają wszelkiego rodzaju reklamy i wyskakujące okna. Domeną nieprzyjaznych botów jest przeciążanie serwerów sieciowych, a także infekowanie komputerów złośliwym oprogramowaniem i zamiana ich w zombie, prawdziwą zaś specjalnością – tworzenie fikcyjnych kont użytkowników na Twitterze czy Facebooku, z których potem sztucznie podbijają niektóre tematy i masowo generują aktywność na tych kanałach. I tu zaczyna się robić naprawdę nieciekawie, bo ta trollowa działalność botów może nie tylko psuć humor innym użytkownikom, ale też wywierać realny wpływ na politykę. Wystarczy wspomnieć, że podczas polskich wyborów parlamentarnych cztery lata temu jedna trzecia aktywności politycznej na Twitterze była działaniem botów.

    Złe boty są też wykorzystywane w tworzeniu kampanii reklamowych i stanowią prawdziwą zmorę firm i agencji marketingowych. Światowa Federacja Reklamy szacuje, że wysokość wyłudzeń z budżetów reklamowych za pomocą ruchu generowanego przez boty do 2025 roku osiągnie 50 mld, co będzie drugim po handlu narkotykami źródłem przychodów ze zorganizowanej przestępczości. Dzięki współpracy Google’a i FBI pod koniec ubiegłego roku doszło już do pierwszych zatrzymań cyberprzestępców w związku z taką działalnością.

    Jak wynika z raportu Distil Networks „Bad Bot” z 2019 r., boty o złych zamiarach stanowią obecnie jedną piątą całego ruch internetowego. Choć jest to sporo, możemy się tylko cieszyć – bo w poprzednich latach liczba ta była jeszcze większa. Jest jeszcze jedna dobra wiadomość – boty (te dobre i złe) są w wyraźnym odwrocie. W ubiegłym roku były odpowiedzialne za blisko 40 procent wszelkich działań w internecie, a jeszcze dwa lata temu – za ponad połowę sieciowego ruchu. Czy to znak, że internet będzie teraz bardziej ludzki?

    Garść ciekawostek

    Start-up Emplocity opracował pierwszego na polskim rynku emplobota, który w imieniu firmy „rozmawia” z kandydatami do pracy. Koncepcja działania emplobota jest prosta – zamiast przekopywać się przez oferty pracy na portalach i stronach WWW – piszemy do bota na facebookowym Messengerze. Wirtualny asystent pyta ich o doświadczenie, umiejętności, znajomość języków obcych i oczekiwania finansowe. Te informacje są następnie przetwarzane, składane w interaktywne CV i dopasowywane do ofert pracy. System wybiera osoby, które najlepiej spełniają oczekiwania wprowadzone przez rekrutera, i wysyła automatycznie zaproszenia na rozmowy. Za pomocą emplobota do pracy rekrutuje już kilka polskich banków.

    Funbot stacji telewizyjnej 4FUN.TV pozwala sprawdzić, co było i jest grane na antenie, zadedykować klip bliskiej osobie czy wziąć udział w konkursie. Pracuje w trybie 24/7, słynie z luzackiego języka i cieszy się ogromnym zainteresowaniem odbiorców stacji.

    Wirtualna asystentka Ania na chacie Inpostu wchodziła w interakcję z rozmówcą, zdejmując z siebie kolejne części garderoby. Interaktywna chatbotka został zastąpiona przez Pachuchę, która nie jest już tak kontrowersyjna.

    Wybrane dla Ciebie