Tam cyfrowy dowód osobisty niedługo będzie standardem. Czy tak będzie wyglądała przyszłość sieci?
Mimo niezaprzeczalnej (i często skutecznej) chińskiej cenzury w Internecie, władzom Państwa Środka wciąż jest mało. W związku z tym opracowały one nowy projekt, na mocy którego każdemu obywatelowi zostanie przypisana swoista internetowa tożsamość.
Chiński rząd dąży do centralizacji sieci, o czym świadczy jego najnowszy pomysł. Wirtualne, państwowe dowody osobiste mają być wykorzystywane do logowania się wszędzie tam, gdzie tylko jest to możliwe – poczynając od serwisów społecznościowych, przez fora dyskusyjne, a na sklepach internetowych kończąc. Co ciekawe, wedle wstępnych zapowiedzi udział w przedsięwzięciu ma być dobrowolny, acz trudno przewidzieć, czy taki pozostanie na długo.
Chiny zacieśniają kontrolę nad siecią
Wedle doniesień portalu CNN Business, Chiny zaczną wymagać wdrożenia obowiązkowych systemów potwierdzania tożsamości od praktycznie każdego serwisu w sieci. Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, rządzący zasłaniają się kwestiami bezpieczeństwa i chęcią zadbania o dobry obywateli, ci zaś mają sporo zastrzeżeń co do naruszania ich prywatności oraz braku możliwości pozostania anonimowym w Internecie. Już teraz Chińczycy mogli mieć sporo zastrzeżeń co do inwigilacji prowadzonej przez przedstawicieli Komunistycznej Partii Chin, a nowe prawo jeszcze bardziej pogorszy i tak niezbyt kolorową sytuację.
Finalna wersja zasad działania nowego systemu zostały po raz pierwszy udostępnione pod koniec maja, z kolei ich implementacja została zaplanowana na połowę lipca. Jak już zostało wspomniane, politycy znaleźli uniwersalny pretekst do dalszego ograniczania swobód w Internecie i, powołując się na oficjalny przekaz, jest to "ochrona informacji o tożsamości obywateli oraz wspieranie zdrowego i uporządkowanego rozwoju gospodarki cyfrowej".
Pogłoski o nowych przepisach sięgają zaś lata ubiegłego roku, kiedy to szkic regulacji został przedstawiony opinii publicznej i poddany konsultacjom. Jak można się domyślić, prawo zostało zmieszane z błotem, a wiele osób, w tym prawnicy i bojownicy o prawa obywatelskie, podkreślało, że stanowi ono poważne naruszenie swobód osobistych.
Jest to kierowany przez państwo, ujednolicony system tożsamości zdolny do monitorowania i blokowania użytkowników w czasie rzeczywistym. Może bezpośrednio usuwać z Internetu głosy, które mu się nie podobają, więc jest to coś więcej niż tylko narzędzie nadzoru – to infrastruktura cyfrowego totalitaryzmu.
Krytyka pochodziła nie tylko z zachodu, ale i z wewnątrz struktur państwa. Jak przekazał Haochen Sun, profesor prawa z Uniwersytetu Hongkongu:
Jeśli rząd chce promować ten internetowy system weryfikacji tożsamości, może to zrobić za pomocą różnych rozwiązań – zasadniczo zachęcając ludzi do jego przyjęcia, oferując w zamian więcej udogodnień. Scentralizowana, ogólnokrajowa platforma z natury tworzy pojedynczy punkt podatności, co czyni ją atrakcyjnym celem dla hakerów lub wrogich podmiotów zagranicznych.
Oczywiście proces ten został przeprowadzony jedynie celem zachowania pozorów demokracji, a ostateczna odsłona wytycznych praktycznie nie różniła się od tych, które zostały pierwotnie zaproponowane przez polityków Komunistycznej Partii Chin. Media państwowe określiły rozwiązanie mianem "kamizelki kuloodpornej dla danych osobowych" i reklamowały je jako świetny sposób na ochronę przed wyciekiem personalnych informacji Chińczyków.
Zachwalanie to sprawiło, że już ponad 6 milionów osób zdecydowało się zapisać do udziału w projekcie, a przynajmniej tak twierdzą propagandowe portale. Mimo że liczba ta robi wrażenie, warto mieć na uwadze, że w Państwie Środka jest ok. miliarda aktywnych internautów.
Jakub Dmuchowski, dziennikarz pcformat.pl