Czarne chmury nad ISS. Amerykanie chcą ograniczyć budżet stacji kosmicznej
NASA, szukając oszczędności budżetowych, planuje ograniczyć swoją aktywność na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. I to w dość radykalny sposób.
NASA rozważa znaczne ograniczenie swojej obecności na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Propozycje te obejmują zmniejszenie liczby astronautów na misjach Crew Dragon oraz rezygnację z części planowanych ulepszeń naukowych, co ma pozwolić na oszczędności przed planowanym wycofaniem ISS z eksploatacji w 2030 roku.
Redukcja załóg i dłuższe misje
Według informacji zdobytych przez serwis Ars Technica, NASA rozważa zmniejszenie liczby członków załogi wysyłanych na ISS za pomocą kapsuł Crew Dragon z czterech do trzech osób, począwszy od misji Crew-12 zaplanowanej na luty 2026 roku. Jednocześnie długość standardowych misji ma zostać wydłużona z sześciu do ośmiu miesięcy.
Zmiana ta miałaby pozwolić na zmniejszenie liczby lotów załogowych – w ciągu dwóch lat zamiast czterech miałyby miejsce tylko trzy. Oczywiście przełożyłoby się to na znaczne oszczędności na kosztach transportu i przygotowań, jak i utrzymaniu pomniejszonej załogi na stacji. Co ciekawe, Amerykanie nie byliby sami: już wcześniej podobne kroki podjęła bowiem rosyjska agencja Roskosmos w przypadku misji Sojuz.
Cięcia w eksperymentach i nauce
Wśród planowanych oszczędności znajduje się również redukcja wydatków na eksperymenty i utrzymanie lub modernizację aparatury badawczej. W ten sposób przypieczętowanoby m.in. los spektrometru AMS (Alpha Magnetic Spectrometer), czyli urządzenia badającego ciemną materię i inne zjawiska fizyki fundamentalnej. Nowa warstwa detektora mogłaby zwiększyć ilość zbieranych danych nawet trzykrotnie, ale najwyraźniej już się to nie stanie.
Najbardziej kontrowersyjną zmianą wydaje się jednak redukcja liczby astronautów. Crew Dragon standardowo zabiera dwóch astronautów NASA, jednego przedstawiciela Roskosmosu i jednego partnera międzynarodowego. Oznacza to, że udział NASA w załodze zostałby de facto zmniejszony o połowę, a ogólna liczba przeprowadzanych na stacji eksperymentów mogłaby spaść nawet o jedną trzecią.
Czy cięcia są przesądzone?
Choć propozycje wpisują się w wizję ograniczania działalności ISS, którą forsowała administracja Trumpa, nie są one jej bezpośrednią inicjatywą. Źródła przytoczonego portalu wskazują, że rozważania te rozpoczęły się wcześniej, jako reakcja na niedobory budżetowe programu ISS. Ich powodem ma być m.in. wcześniejsze rozpoczęcie finansowania pojazdu deorbitacyjnego, który będzie odpowiedzialny za bezpieczne zakończenie misji ISS w 2030 roku. W efekcie NASA szuka obecnie oszczędności w bieżących operacjach stacji.
Warto jednak przy tym wszystkim zauważyć, że obecnie wspomnianą agencją kieruje tymczasowy administrator, a decyzje mogą ulec zmianie po zatwierdzeniu nowego szefa agencji. Kandydat na to stanowisko, Jared Isaacman, jasno wyraził odmienne stanowisko:
Moim priorytetem byłoby maksymalne wykorzystanie potencjału ISS przed jej wycofaniem z użytku. Musimy skupić się na badaniach o najwyższym potencjale naukowym i zrobić wszystko, by "złamać kod" ekonomii orbitalnej.
Co dalej z ISS?
Na chwilę obecną żadne z omawianych zmian nie zostały oficjalnie zatwierdzone. Jednak ich potencjalne wdrożenie może wpłynąć nie tylko na tempo i zakres prowadzonych badań, ale także na przyszłość astronautów, dla których po wdrożeniu zmian po prostu zabraknie miejsca na pokładzie stacji. Decyzje te zapadną zapewne w najbliższych miesiącach, a ich los może zależeć od wyników głosowania nad kandydaturą nowego administratora NASA, które ma odbyć się w amerykańskim Senacie w ciągu kilku tygodni.
Obecne plany zakładają, że stacja zakończy swój żywot w roku 2030 – chyba bezpiecznie jednak można założyć, że pojawią się opóźnienia. Jej deorbitacja wymaga zastosowania statku, który "zepchnie" ISS z orbity. Ten ma wybudować SpaceX, tyle że firma, przynajmniej według ostatnich doniesień, tak naprawdę jeszcze nie rozpoczęła prac z tym zadaniem związanych.
Grzegorz Karaś, dziennikarz pcformat.pl