Firma SpaceX twierdziła, że snajper zniszczył im rakietę. Ujawniono szczegóły na temat śledztwa
Nie jest to nowa sprawa – ale dopiero teraz na światło dzienne wychodzą szczegóły z nią związane. We wrześniu 2016 roku rakieta Falcon 9 eksplodowała na stanowisku startowym, co stało się pożywką dla twierdzeń o... ataku snajpera.
1 września 2016 roku, podczas testu statycznego na stanowisku startowym na Florydzie, inżynierowie SpaceX przeprowadzali rutynowe przygotowania do lotu rakiety Falcon 9. Wszystko przebiegało normalnie do momentu, gdy na osiem minut przed planowanym zapłonem silników doszło do gwałtownej eksplozji.
Katastrofa, która mogła skończyć się upadkiem SpaceX
Utrata rakiety i satelity Amos-6, zarejestrowana przez fotografa, miała miejsce w kluczowym momencie dla SpaceX. Firma dopiero co zaczynała zdobywać zaufanie NASA jako potencjalny przewoźnik astronautów, a był to już drugi poważny incydent w ciągu zaledwie roku. O sprawie napisał portal ArsTechnica, dla którego tamte wydarzenia wspomina jeden z dyrektorów SpaceX:
Widziałem pierwszą eksplozję. Wybuchła znikąd, był naprawdę gwałtowny. Przysięgam, że to trwało godzinę. Czułem, że to trwa godzinę. Ale to były tylko sekundy. Drugi stopień eksplodował w ogromnej kuli ognia, a potem ładunek... runął z góry i też eksplodował.
Jako że eksplozja, przynajmniej początkowo, wymykała się racjonalnym, technicznym wyjaśnieniom, szybko pojawiły się bardziej odważne hipotezy. Jedną z najbardziej sensacyjnych była możliwość zewnętrznego ataku. Według SpaceX rzekomo miał go przeprowadzić snajper, strzelając do rakiety z należącego do konkurencyjnej firmy United Launch Alliance budynku oddalonego o nieco ponad 1,5 km.
Hipoteza snajpera i śledztwo FBI
Elon Musk szybko zainteresował się tą wersją wydarzeń. Inżynierowie SpaceX testowali nawet możliwość przebicia zbiorników helu pociskami, a przedstawiciel firmy próbował dostać się na dach budynku ULA – bez powodzenia. Ostatecznie sprawą zajęła się Federalna Administracja Lotnictwa (FAA) oraz FBI.
FBI poinformowało nas, że na podstawie gruntownego i skoordynowanego przeglądu przeprowadzonego przez odpowiednie federalne organy ścigania nie znaleziono żadnych wskazań sugerujących sabotaż lub inną działalność przestępczą w związku z eksplozją Falcona 9 z 1 września.
Ostatecznie FAA oficjalnie zamknęła dochodzenie. Hipotezy o ataku snajpera nie udało się w żaden sposób potwierdzić – ani agentom FBI, ani badającym katastrofę pracownikom FAA. SpaceX w takiej sytuacji nie miał więc sposobności, by zrzucić winę na czynniki zewnętrzne. Po dokładnym dochodzeniu okazało się, że winę ponosi nie sabotaż, lecz zbyt szybkie tankowanie. Zbiornik helu w górnym stopniu rakiety nie wytrzymał szybkiej zmiany temperatury i eksplodował.
Konkluzja ta była do firmy Elona Muska wręcz katastrofalna. SpaceX forsowało wówczas rzecz nie do pomyślenia dla NASA – tankowanie rakiet z załogą już przygotowaną do startu, eksplozja zaś nie tylko podważała tę pozwalającą na oszczędności metodykę, ale i – patrząc szerzej – jakąkolwiek współpracę z amerykańską agencją.
Ostatecznie nic się nie stało
Ostatecznie jednak SpaceX wyszło na prostą. Incydent zmusił firmę do udoskonalenia procesów i zdobycia zaufania klientów oraz instytucji rządowych. Dało to bardzo pozytywne efekty: już w 2017 roku przedsiębiorstwo Muska ustanowiło nowy rekord: 18 udanych startów. W kolejnych latach zaś zdominowało rynek komercyjnych lotów kosmicznych, w 2024 roku wykonując ich aż 137.
Grzegorz Karaś, dziennikarz pcformat.pl